piątek, 29 listopada 2013

Epilog

Okazało się, że Klaudia jest w ciąży i wkrótce ich rodzina się powiększy nie o jedną osobę, a o dwie. Moritz kiedy tylko się dowiedział o tym, że urodzą im się bliźniaki chodziły szczęśliwy jak skowronek. Oczywiście jako pierwsza wiedziała o tym Weronika jak i Robert, następnie dowiedzieli się rodzice piłkarza jak i mama Klaudii. Rodzicielka młodej Polski jak się okazało znalazła mężczyznę przy którym czułą się bezpieczna jak i potrzebna mu do szczęścia. Jej życie jak narazie układało się po myśli, ale nie przewidziała jednego. Jej córka cieszyła się życiem póki mogła. W 6 miesiącu ciąży dowiedziała się, że podczas porodu mogą wystąpić komplikację, ponieważ dziewczyna jak się okazało miała białaczkę i nic nie dało się już z tym robić. Nikt nie wiedział o jej chorobie, nie chciała nikogo obarczać swoją chorobą sama sobie dzielnie z nią radziła do momentu porodu. Dużo razy rozmawiała z lekarzem na ten temat i ostateczna decyzja jaką podjęła była taka, że w razie jakiś komplikacji lekarze ze względu na wszystko mają ratować dzieci. Może gdyby dziewczyna powiedziała komuś o swojej chorobie życie jej jak i zarówno jej dzieci jak i narzeczonego oraz matki potoczyło by się inaczej. Moritz niecierpliwił się na szpitalnym korytarzu czekając na jakąkolwiek wiadomość od lekarza, i gdy się jej w końcu doczekał do jego oczu napłynęły łzy, których nie miał zamiaru ukrywać. Chłopak nie zrozumiał decyzji dziewczyny i przez dłuższy czas nie umiał tego pojąć. Dzieci strasznie przypominały mu młodą Polkę za którą strasznie tęsknił i nie umiał pogodzić się z jej śmiercią tak samo jak je matka jak i przyjaciółka. Nikt nie nie potrafił pojąć jej postępowania, chociaż bardzo się starali. Niedługo po śmierci przyjaciółki na świat przyszło pierwsze dziecko Weroniki i Roberta, była to dziewczynka, której dali na imię Klaudia.
18 lat później:
Moritz stał się sławnym piłkarzem, o którego biły się najpotężniejsze klubu z Europy, ale chłopak najlepiej czuł się w Borussii i nie zmienił swojego klubu. Najstarszy z rodzeństwa Nathan, który miał już 19 lat wdał się w ślady ojca i od najmłodszych lat zaczął uczęszczać do szkółki piłkarskiej BVB. W ślady ojca poszedł również drugi syn Mo, któremu piłkarz dał na imię Alex. Jego już 18 - letnia córka-Ann udała się jednak w ślady matki i wybrała się na psychologię. Piłkarz zawsze wspominał  dzieciom o matce. Jedno z nich znało matkę, dwójka niestety nie miała takiego szczęścia. Moritz długo zbierał się po śmierci narzeczonej, zawsze będzie w jego sercu i nigdy o niej nie zapomni. Weronika i Robert starali mu się jakoś pomóc w znalezieniu nowej partnerki, ale chłopak twierdził, że nie chcę, nie potrzebuję. Przyjaciele byli innego zdania. Ich dzieci znaleźli sobie odpowiednich partnerów, lecz Mo pomimo namowy przyjaciół nie związał się już z żadną kobietą twierdząc, że Klaudia była tą jedyną i nikt mu jej nie zastąpi.
************************************************************************
I skończyłam mam nadzieję, że mnie nie zabijecie. Nareszcie udało mi się zakończyć te opowiadanie.Kiedy to pisałam łzy spływały mi po policzku ;c No ale zawsze jest tak, że coś ma swój początek i koniec. Na pewno ten blog nie jest niczym podobny do drugiego. To był mój pierwszy i popełniłam przy nim wiele błędów, przy drugim też jej popełniam, ale myślę, że już jest ich mniej. Mam nadzieję, że wam się spodoba :) Nie miałam w ogóle pojęcia jakie ma być zakończenie. W gruncie rzeczy wyszło jakie wyszło. Komuś może się podobać a komuś nie, ale nie wszystkim jest się wstanie dogodzić. Więc mogę powiedzieć już tylko tyle DZIĘKUJĘ, ŻE BYLIŚCIE ZE MNĄ I WSPIERALIŚCIE MNIE W PISANIU TEGO BLOGA. Żegnam się z wami i zapraszam na drugiego bloga :)
http://friend-or-someone-more.blogspot.com/

niedziela, 24 listopada 2013

Rozdział 36

Klaudia:
Nie mogłam uwierzyć w to co zobaczyłam. Mój ojciec obściskiwał się z jakąś babą. Czułam jak moje serce zaczyna rozpadać się na miliony kawałeczków. Niby go nienawidziłam, ale w głębi serca dalej go kochałam i potrzebowałam, ale ta sytuacja zupełnie mnie zmieniła w stosunku do niego. Na moich policzkach pojawiały się łzy jedna za drugą. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić.
- Kochanie co jest? - zapytał. 
- Mój ojciec - wydukałam przez łzy i wskazałam ręką miejsce, w którym stał i zaczęłam jeszcze bardziej płakać. Moritz chyba nie wiedząc co mi powiedzieć poprostu mnie przytulił, ale mi to nie przeszkadzało. Nie musiałam słuchać w kółko tego samego, że będzie dobrze, nie zasługiwał na taką córkę i tym podobne. Dzisiaj miała spędzić z Mo wspaniały wieczór, ale niestety nie wyszło. 
- Ja przepraszam, bo mieliśmy spędzić romantyczny wieczór, a nic z tego nie wyszło.
- Nie martw się, będzie jeszcze kilkanaście takich wieczorów - powiedział i delikatnie, ale subtelnie mnie pocałował. Nie chcąc dłużej patrzeć na mojego ojca udaliśmy się w drogę powrotną. Po 40 minutach wolnego spacerku dotarliśmy z powrotem do hotelu. Pierwsze co zrobiłam to zabrałam z torby swoje piżamy i poszłam się wykąpać. Cały czas przed oczami miałam tą całą sytuację z ojcem. Teraz już zrozumiałam dlaczego mama przeprowadziła się do nas. Po tym wszystkim ma we mnie pełne wsparcie. Mam nadzieję, że znajdzie sobie odpowiedniego mężczyznę, chociaż może już znalazła. Ostatnimi czasy dobrze zaczęła dogadywać się z Jürgenem. Myślę, że to Klopp będzie tym mężczyzną. Moje przemyślenia przerwało pukanie do drzwi.
- Kochanie, wszystko ok? - zapytał z troską w głosie Mo.
- Tak, zaraz wychodzę - oznajmiłam i zaczęłam ocierać swoje ciało, po czym odziałam się w wybrane piżamy. W końcu opuściłam łazienkę i ujrzałam Moritza, który był uśmiechnięty od ucha do ucha, na ten widok nie mogłam się nie uśmiechnąć. Powoli zaczęłam zbliżać się w jego stronę aż w końcu zdenerwowana 7-ka przyciągnęła mnie do siebie i zaczął składać mi delikatnie pocałunki.
- Misiu, nie bądź zły, ale nie mam ochoty.
- Jasne - powiedział i pocałował mnie w czoło, a następnie udał się do pomieszczenia, z którego to ja niedawno wyszłam. Swoje ciuchy rzuciłam gdzieś w kąt i powędrowałam na łóżko. Ułożyłam się wygodnie i chciałam poczekać na mojego narzeczonego, ale niestety byłam zbyt wyczerpana wydarzeniami z dzisiejszego dnia i nawet nie wiem kiedy, ale zasnęłam.
DWA TYGODNIE PÓŹNIEJ:
Dzisiaj nadszedł dzień powrotu do domu. Wakacje na Mazurach minęły bardzo szybko i w miarę spokojnie. Żadne z nas nie chciało wracać do Dortmundu, ale obowiązki wzywały. Z ręką na sercu mogę przyznać, że brakowało mi przez ten czas pszczółek jak i trenera. Tym razem to ja prowadziłam samochód z początku, lecz w połowie drogi zrobiło mi się słabo i musieliśmy zrobić przymusowy postój jak i zmianę kierowców. Kiedy tylko zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej pobiegłam od razu do łazienki. Od dłuższego czasu miałam dziwne zachcianki. Lubiłam jeść wszystko nie patrząc na smak. Mogło to być słone, słodkie, kwaśne i nie wiem jeszcze jakie, ale ja pożerałam to za dwóch. Później efekty były takie, że niestety, ale musiałam pędzić do łazienki, ponieważ robiło mi się niedobrze. Miałam swoje humorki i czasem nawet Lewy żartował, że znowu jestem w ciąży. Szczerze zaczęło mnie to zastanawiać i po pewnym czasie doszłam do wniosku, że może mieć rację. Pierwsze co zrobię jak będę już w domu, to będę musiała umówić się na wizytę do lekarza i wykonać test ciążowy, no może nie tak dosłownie pierwsze. W Dortmundzie byliśmy o 13. Każde z nas rozjechało się do swojego domu. Małemu nie bardzo spodobała się wizja rozstania z wujkiem Robertem, ale piłkarz zapewnił go, że jeszcze dzisiaj się zobaczą i mały uległ. Kiedy byliśmy już pod domem mały wybiegł z samochodu jak oszalały, a ja poczułam, że robi mi się niedobrze i szybkim krokiem udałam się do łazienki. Zanim tam jednak dotarłam musiałam otworzyć dom i jak na złości nie mogłam znaleźć kluczy w torebce.
- Mamo, masz - podbiegł do mnie Nathaniel z szukanym przeze mnie przedmiotem.
- Dziękuję słoneczko - powiedziałam i cmoknęłam malucha w czółko. Wzięłam od niego klucze i otworzyłam szybko drzwi, po czym udałam się prosto do łazienki.
- Kochanie, wszystko dobrze? - zapytał z troską w głosie piłkarz.
- Tak, nie martw się. Muszę poprostu odpocząć i pójść do lekarza.
- Tatusiu czemu mamusia tak źle wygląda?
- Mamusia się źle czuje, musi odpocząć słoneczko.
- Aha - odpowiedział Nathaniel ze smutną buźką.
- Nie martw się robaczku - zwróciłam się do niego i pocałowałam go w policzek. Chłopczykowi na twarzy pojawił się uśmiech i w lepszym humorze wybiegł z łazienki.
- Klaudia, a może Lewy ma racje - zapytał z nadzieją Mo w oczach.
- Nie wiem - powiedziałam i widziałam jak iskierki z jego oczu znikają. - A chciałbyś?
- Oczywiście, że tak. Nawet nie wiesz ile dzieci dają mi energii - odpowiedział z lekkim uśmiechem. - A ty?
- Też bym chciała - powiedziałam i kąciki moich ust powędrowały lekko do góry. Dzisiaj już co prawda za późno, żebym zadzwoniła do lekarza i umówiła się na wizytę, ale na wykonanie testu nigdy nie jest za późno. Postanowiłam, że pójdę do apteki i kupię test. Wyszłam z łazienki i udałam się do wyjścia.
- Mo wychodzę! - krzyknęłam tylko.
- Ok - usłyszałam w odpowiedzi. Chodziłam po mieście bez celu i zastanawiałam się czy chcę zrobić ten test, kiedy usłyszałam dźwięk telefonu.
- Tak? - odebrałam.
- Klaudia, gdzieś ty się szwendasz? - usłyszałam po drugiej stronie wściekły głos przyjaciółki.
- Po mieście - odpowiedziałam obojętnie.
- Ej co się dzieję?
- Nic, nie wiem.
- Gdzie jesteś?
- Koło apteki.
- Nie ruszaj się stamtąd, zaraz będe - powiedziała i się rozłączyła. Minęło kilka minut i tak jak powiedziała była pod apteką.
- Co ty robisz?
- Nie wiem czy chcę wiedzieć czy jestem w ciąży.
- Co ty w ogóle wygadujesz? Dziewczyno weź się w garść. Klaudia, nie poznaje Cię. Pamiętam jak mówiłaś, że chcesz mieć dużą rodzinę.
- Może zmieniłam zdanie? - spytałam od niechcenia.
- Możesz mi powiedzieć co się z tobą dzieje, nie poznaje Cie ostatnio.
- Nie wiem - powiedziałam głośno prawie, że krzyknęłam.
- Ej no chodź tu - powiedziała i mnie przytuliła. - Masz przy sobie chłopaka, który Cię kocha i co najważniejsze synka, który ja mniemam jest twoim oczkiem w głowie. Masz mnie i Roberta jak i całą Borussię łącznie z Kloppem, który możliwe, że już niedługo będzie twoim ojczymem. Zapomniałabym niedługo będziesz wspaniałą chrzestną i szczęśliwą matką dwójki, mam nadzieję dzieci.
- Może masz rację.
- Mam - powiedziała i zaśmiałyśmy się. Tego właśnie mi było trzeba, porządnego kopa od przyjaciółki. Zawsze mogłam na nią liczyć, fakt czasami miałyśmy gorsze i lepsze momenty, ale za każdym razem z nich wychodziłyśmy. - To co wchodzimy?
- Tak - odpowiedziałam już nieco pewniej. Na szczęście nie było kolejki, wiec od razu podeszłam do okienka. - Test ciążowy poproszę - powiedziałam. - Albo dwa.
- 10 euro - powiedziała farmaceutka i wręczyła mi testy.
- Proszę - odpowiedziałam i opuściłyśmy aptekę. Testy schowałam do kieszeni i razem z Weroniką ruszyłyśmy do domu, gdzie była moja wspaniała rodzinka i wspaniały przyjaciel. Po wejściu do domu skierowałam się do łazienki, przyjaciółka ruszyła zaraz za mną. Postępowałam zgodnie z instrukcjami zamieszczonymi na ulotce opakowania. Odczekałyśmy chwilę i kiedy mogłyśmy odczytać wynik testu zwątpiłam.
- Ty go odczytaj - zwróciłam się do przyjaciółki no co od razu się zgodziła. Wzięła do ręki test i zaczęła odczytywać wynik.
- No i ? - pytałam zniecierpliwiona...
- No i mogę powiedzieć, że......
**************************************************************************
Hej kochani ;* Przepraszam za tak długą przerwę, ale niestety nie miałam pomysłu ani weny na pisanie dalszych rozdziałów ;c W końcu jednak udało mi się coś tam napisać. Nie wiem czy wam się spodoba, mam nadzieję, że choć trochę. Teraz został już tylko epilog, ponieważ stwierdziłam, że nie będę na siłę ciągnęła tego opowiadania. Mam nadzieję, że uda mi się napisać go dość szybko, abyście nie musieli długo czekać.

piątek, 19 lipca 2013

Przepraszam ;c

Chciałabym was bardzo przeprosić, ale nie mam kompletnie pomysłu na dokończeniu tego bloga. Codziennie tu wchodzę z myślą, że może uda mi się coś dopisać do następnego rozdziału, ale niestety tak nie jest. Na razie zawieszam tego bloga aż do odwołania. Mam nadzieję, że w końcu wróci mi wena na tego bloga i go kiedyś dokończę. Mogłabym napisać epilog, ale wydaję się mi, że nie ma to sensu, ponieważ nie wszystko jest w nim wyjaśnione. Więc o tym blogu to na tyle :)
A teraz chciałabym zaprosić was na mojego nowego bloga :)
http://friend-or-someone-more.blogspot.com/
Jeszcze raz bardzo przepraszam :)

wtorek, 18 czerwca 2013

Rozdział 35

Klaudia:
Wyjechaliśmy. Droga niesamowicie mi się dłużyła. W pewnym momencie nie zważając na nic odpłynęłam do krainy morfeusza. Kiedy się obudziłam zauważyłam jak wyjeżdżamy z Niemiec. Z tego jak dobrze pamiętam mieliśmy jechać za miasto. 
- Kochanie, gdzie my jedziemy? - zapytałam zdezorientowana całą sytuacją. 
- Zobaczysz. - powiedział i tajemniczo się uśmiechnął. Nie chciałam dalej wnikać w ten temat, więc postanowiłam sobie darować. Postanowiłam sprawdzić co robi Nathaniel, ale nim się nie musiałam przejmować, ponieważ grzecznie spał. 
- Może Cię zmienię? Tylko powiedz gdzie mam jechać. - spytałam Mo, ponieważ widziałam, że jest troszkę zmęczony. 
- Dam radę. Jeszcze kawałek i mamy dłuższy postój. - powiedział. Faktycznie po pół godzinie jazdy byliśmy na miejscu. Wysiadłam z samochodu, Mo również. Mój ukochany podszedł do bagażnika, natomiast ja wyciągnęłam małego. Moritz  wyciągnął z bagażnika torbę. Szczerze mówiąc to nawet nie wiem co w niej jest, ponieważ to piłkarz nas pakował. Miałam tylko nadzieję, że zapakował coś w czym będę mogła pokazać się ludziom. 
- Zaraz do was wracam. - powiedział pomocnik Borussii i poszedł w kierunku budynku obok, którego się zatrzymaliśmy. Przez jakiś czas stałam sama z Nathanielem, ale po chwili zjawili się Robert z Weroniką. 
- Gdzie Mo? - spytał Lewy. 
- Wszedł do tego budynku. - powiedziałam wskazując ręką na miejsce, w którym aktualnie jest Mo. Robert podobnie jak Moritz wyjął torbę z bagażnika i ruszył w stronę hotelu. 
- Wiesz, co tu jest grane? - zapytałam przyjaciółki. 
- Sama chciałabym wiedzieć. - odpowiedziała. Rozmawiałyśmy jeszcze chwilkę po czym dołączyli do nas piłkarze. 
- Wszystko załatwione, idziemy odpoczywać. - powiedzieli podchodząc do nas. Z tego względu, że dochodziła już 22 i byłam zmęczona bez żadnego protestu ruszyłam za chłopakami. Z małym na rękach udałam się za Moritz'em natomiast Weronika poszła za Robertem. Po chwili znaleźliśmy się w pokoju. Mo wziął ode mnie małego i poszedł położyć go spać, a ja z torby wyciągnęłam swoje rzeczy do spania jedyne jakie znalazłam i udałam się do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i odświeżona opuściłam pomieszczenie, w którym się znajdowałam. Mo leżał już wygodnie na łóżku przygotowany do spania.
- Mały śpi? - zapytałam podchodząc do łóżka.
- Jak suseł. - odpowiedział i posłał mi ten swój cudy uśmiech pokazujący rządek śnieżnobiałych zębów. Położyłam się na łóżko i wtuliłam w Mo. Leżeliśmy w ciszy nie chcąc jej przerywać. Po dłuższej chwili jednak Mo się odezwał:
- Kocham Cię - powiedział i na moich ustach złożył namiętny pocałunek.
- Też Cię kocham - odpowiedziałam. - Najmocniej na świecie - dodałam po chwili i tym razem to ja złożyłam na jego ustach namiętny pocałunek. W końcu powoli zaczęliśmy pozbywać się nawzajem swoich ubrań. W pewnym momencie nie mieliśmy na sobie już nic. Z każdym pocałunkiem pragnęliśmy siebie jeszcze bardziej. Zmęczeni opadliśmy na łóżko i odlecieliśmy do krainy snów.
Następnego dnia:
Obudziłam się wcześnie rano pomimo tego, że późno poszłam spać. Mo jeszcze spał, więc postanowiłam iść sprawdzić czy nasz synek jeszcze śpi. Nathaniel siedział w łóżeczku, ale nie spał. Bawił się swoim ulubionym pluszakiem. Przez jakiś czas stałam i wpatrywałam się w niego jak w obrazek, gdy nagle na swoich biodrach poczułam czyjeś ręce. Odwróciłam się i ujrzałam nikogo innego jak Leitnera.
- Hej kochanie.
- Cześć śpiochu - powiedziałam i pocałowałam go w policzek.
- Spodziewałem się czegoś więcej - powiedział i pocałowałam go w usta.
- Takie powitanie mi się bardziej podoba - powiedział, a ja podeszłam do łóżeczka, aby wziąć małego na ręce. Moritz poszedł do łazienki się ogarnąć, a ja w tym czasie nakarmiłam i przebrałam małego. Kiedy Mo wyszedł z łazienki zaczął bawić się z małym, a ja poszłam się ubrać, uczesać i pomalować. Po jakiś 20 minutach wyszłam gotowa.
- Kochanie, idziemy na śniadanie i ruszamy w dalszą drogę  - oznajmił mój ukochany. - Wszystko już zebrałem. - dodał i wyszliśmy z pokoju udając się do tutejszej restauracji. Czekali już tam na nas Weronika i  Lewy.
- Hej! - przywitali się.
- Hej - odpowiedzieliśmy równocześnie. Weronika wstała i wzięła ode mnie małego. Wszyscy zasiedliśmy i zaczęliśmy konsumować wcześniej zamówione dania przez Roberta. Po zjedzonym śniadaniu udaliśmy się każdy do swojego samochodu i ruszyliśmy w dalszą drogę. Byliśmy już w Polsce. Nie miałam pojęcia gdzie dokładnie jedziemy, ale już się cieszyłam. Po około 10 godzinach jazdy z przerwami dojechaliśmy w końcu w wyznaczone miejsce. Naszym docelowym miejscem okazał się Hel. Ostatnim razem byłam tu kiedy miałam 14 lat. Byłam wtedy szczęśliwą nastolatką, która miała pełną i kochającą rodzinę. Na samo wspomnienie po policzku spłynęła mi łza co nie uszło uwadze Moritz'a.
- Kochanie, czemu płaczesz?
- Przypomniałam sobie czasy kiedy byłam tutaj z rodzicami. Byliśmy wtedy szczęśliwą rodziną, a teraz ?
- To nie jest twoja wina - powiedział i przytulił mnie. Siedzieliśmy tak przez chwilę dopóki nie przerwała nam Weronika, która chcąc wyjąć małego otworzyła drzwi. Przyjaciółka zabrała małego do siebie i Roberta. Wysiedliśmy z auta. Mo poszedł do bagażnika i wyjął z niego dwie duże walizki co wywołało u mnie zdziwienie.
- Kochanie, aż tak dużo walizek jak na jeden dzień? - zapytałam, ale wiedziałam już, że ten wyjazd będzie dłuższy.
- Oj, ten jeden dzień to tylko ściema - powiedział i niewinnie się uśmiechnął. Popatrzyłam na niego i aż nie mogłam powstrzymać się od śmiechu.
- Oj, misiu przecież wiem - powiedziałam i pocałowałam go namiętnie.
- A to za co? - zdziwił się.
- Ty już wiesz za co - odpowiedziałam i chciałam wziąć jedną walizkę.
- A ty się nie zapędzasz?
- Przecież nie jestem chora ani ciężarna - odparłam chodź tego drugiego nie byłam pewna.
- Pewien bym nie był. Po twoim ostatnim zachowaniu to bym sie nad tym drugim zastanowił - powiedział.
- A może i masz rację.
- Dobra koniec tego, idziemy do pokoju póki mamy wolne od małego - oznajmił Mo. Hotel, w którym się zatrzymaliśmy był naprawdę piękny. Weszliśmy do środka i podeszliśmy do recepcji. Mój ukochany odebrał pokój i ruszyliśmy do niego. Pomieszczenie, w którym mieliśmy mieszkać było tak samo szykowne co wcześniejsze pomieszczenia. Spojrzałam na zegarek, który znajdował się na jednej z półek i wskazywał 20:20. Jedyne o czym teraz marzyłam to, to aby położyć się i zasnąć zapominając o wspomnieniach, które zajmowały pierwszorzędne myśli w mojej głowie.
- Słońce, może pójdziemy na spacer? - spytał Mo. Może i ten spacer dobrze mi zrobi. Tylko ja i on.
- Jasne - zgodziłam się. Napisałam sms'a do Weroniki, że wychodzimy na spacer i opuściliśmy nasz apartament. Przechadzaliśmy sie po różnych miejscach aż w końcu dotarliśmy na plaże. Szliśmy wzdłuż wody. Kiedy dotarliśmy na koniec plaży zobaczyłam coś czego nie powinnam. To kompletnie odmieniło moje spojrzenie na ojca.
*************************************************************************
Przepraszam, że taki krótki ponownie z resztą. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Nie wiem czy nie zakończę tego bloga, ponieważ nie mam weny. ;c I teraz kieruję pytanie do was. Chcecie żebym zakończyła tego bloga pisząc epilog czy może dacie mi chwilę czasu i poczekacie aż wróci mi  wena na dalszy ciąg opowiadania?

sobota, 8 czerwca 2013

Rozdział 34

5 miesięcy później :
Klaudia: 
Wszystko wróciło do normy. Jestem szczęśliwą narzeczoną wspaniałego chłopaka oraz mamą już półrocznego synka. Życie znowu daje mi wielką radość. Codziennie budzę się obok najważniejszego z dwóch mężczyzn w moim życiu. Zdarza się, że mamy gorsze i lepsze dni, ale nie ma związku bez kłótni. Dzisiaj podopieczni Jürgen'a mają wolne, więc razem z Weroniką i Robertem wybieramy się za miasto. Nie mam pojęcia gdzie dokładnie jedziemy, ponieważ wyjazd organizują chłopaki. Byłam już gotowa, zostało mi tylko ubranie Nathaniela. Weszłam do pokoju małego i udałam się do szafki po jego ubranka. Z gotowym strojem podeszłam do łóżeczka i ujrzałam jak Nathan spokojnie sobie w nim leży obserwując otoczenie dookoła. Wzięłam go na ręce i ubrałam.
- Kochanie, przyjechali! - zawołał z dołu mój ukochany.
- Zaraz zejdziemy. - powiedziałam głośnym tonem. Mały był ubrany, więc opuściliśmy jego pokój i udaliśmy się do salonu. Wchodząc ujrzałam roześmianych gości wraz z Mo.
- Wam co tak wesoło?
- Bobek opowiadał historię ze swojego dzieciństwa. - powiedział Moritz prawie dławiąc się śmiechem.
- Strażak, jeżeli chcesz żeby Nathaniel stracił tatę to poopowiadaj mu jeszcze śmieszne historię. - powiedziałam.
- Okey.
- Kochanie, zaraz wracam. - powiedział młody piłkarz całując mnie i Nathana w czółko, a Lewandowski puścił mu oczko. Był to zły znak. Mogło to tylko oznaczać, że coś knują. Nie chcąc zabierać im frajdy poszłam do kuchni i zaraz za mną udała się przyjaciółka.
- Chcesz coś do picia? - zapytałam.
- Wody, jak bym mogła prosić. - odpowiedziała ciężarna. Podeszłam do szafki, wyjęłam z niej szklankę i nalałam do niej wody. Podałam przyjaciółce i zaczęłam zastanawiać się co zrobić na śniadanie. Po chwili namysłu postanowiłam zrobić kanapki. Mały bezpiecznie siedział na kolanach u swojej ulubionej cioci, więc ja spokojnie zabrałam się za przygotowywanie śniadania. Po jakiś 10 minutach na stole stało już gotowe. Nie czekając na chłopaków zaczęłyśmy zajadać się kanapkami. Jedząc drugą kanapkę nagle poczułam jak robi mi się nie dobrze. Poderwałam się szybko z miejsca i pobiegłam w kierunku toalety. Było to trochę dziwne, ponieważ od kilku dni  dziwnie się czuję, mam zmiany nastroju. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że od tygodnia nie dostałam miesiączki, a powinnam. Doprowadziłam się do porządku i zeszłam do kuchni, gdzie siedzieli już wszyscy. Teraz Nathaniel siedział na kolanach u swojego chrzestnego.
- Co za piękny widok. - powiedziałam posyłając im uśmiech.
- Kochanie, co ty taka blada? - spytał zmartwiony Mo.
- Źle się poczułam, ale już wszystko dobrze.
- Na pewno?
- Tak. - odpowiedziałam.
- Może pojedziemy do lekarza?
- Do jedynego lekarza jakiego muszę się udać to ginekolog. -pomyślałam. - Nie nie trzeba. Na prawdę już wszystko dobrze.
- Jeżeli tak mówisz to dobrze, ale jak coś to mów.
- Będę waliła jak w dym.
- To co zbieramy się? - zapytał Robert.
- Jasne. - powiedzieliśmy równocześnie.
- Tylko skoczę na górę po rzeczy. - powiedziałam po chwili.
- Nic nie będzie Ci potrzebne. - powiedział Mo.
- Ale dla małego.
- Wszystko mam w samochodzie.
- No dobrze. - powiedziałam i wszyscy zaczęliśmy się zbierać. Po niecałych 10 minutach byliśmy gotowi, aby wyruszyć w drogę.
Moritz:
Kiedy się obudziłem Klaudia jeszcze spała. Postanowiłem zajrzeć do Nathana, ale on też jeszcze spał. Wróciłem do pokoju. Z szafy wyciągnąłem swoje ulubione spodnie i bluzkę i udałem się do łazienki. Po chwili wyszedłem gotowy i poszedłem na dół do kuchni. Zrobiłem sobie kawę i poszedłem do salonu. Usiadłem wygodnie na kanapie i włączyłem telewizor. Leciały akurat wiadomości sportowe. Z początku je oglądałem, ale po chwili zorientowałem się, że to powtórka. Bez celu wpatrywałem się w ekran telewizora. Po dłuższej chwili zacząłem rozmyślać nad moim życiem. Wiedziałem, że nie mogę stracić Klaudii i Nathaniela, za wiele dla mnie znaczą. Razem z Lewym przygotowaliśmy dla dziewczyn niespodziankę w postaci wakacji na Mazurach. Od dłuższego czasu wspominały, że dawno nie były w Polsce i z chęcią by tam pojechały. Z trenerem wszystko ustaliliśmy. Co prawda trzeba było go przekonywać, ale na szczęście się zgodził. Miałem tylko nadzieję, że Klaudii spodoba się ta niespodzianka. Powiedziałem jej, że jedziemy za miasto.
**************************************************************************
W końcu udało mi się napisać rozdział, ale krótki :c Przepraszam, że dopiero teraz dodaję, ale koniec szkoły i oceny muszę poprawiać :) Mam nadzieję, że wam się spodoba. Jeżeli czytacie to zostawcie komentarz :) 

środa, 22 maja 2013

Rozdział 33

Miesiąc później
Klaudia :
Nadal mieszkałam u Adriana i Magdy. Moritz każdego dnia przychodził i błagał mnie, żebym mu uwierzyła, ale ja nie potrafiłam. Przez tydzień siedziałam sama w domu, ponieważ Adrian z rodzinką pojechali do Polski. Mogłam jechać z nimi, ale jednak zdecydowałam się zostać w Dortmundzie. Mama miała napięty harmonogram, ponieważ szukała pracy i umawiała się na randki z Jürgenem. Ja natomiast całe dnie spędzałam w domu z synkiem. Pewnego dnia była ładna pogoda, więc postanowiłam wyjść na spacer z małym, żeby zaczerpnął trochę świeżego powietrza. Spacerując po parku mijałam dużo szczęśliwych par. Pomyśleć, że jeszcze miesiąc temu również byłam szczęśliwa, ale niestety Mo postanowił to przerwać. Zastanawiałam się tylko czy nadal darzy mnie uczuciem tak jak jego. Cholernie chciałam, żeby wrócił, był przy mnie, przy nas, ale nie mogłam zapomnieć tego widoku ze szpitala. Zaczęłam powoli kierować się już do domu, ponieważ zrobiło się chłodno i nie chciałam, żeby Nathan się przeziębił. Po jakiś 20 minutach byliśmy na miejscu. Pod domem stał nie kto inny jak Moritz. Każdego dnia po treningu przychodził do mnie, aby porozmawiać. Za każdym razem odsyłałam go z kwitkiem, ale dzisiaj postanowiłam zrobić wyjątek.
- Cześć. - powiedział.
- Cześć. - odpowiedziałam i zaczęłam wprowadzać wózek po schodkach.
- Daj, pomoge Ci. - powiedział i wziął ode mnie wózek muskając przy tym lekko moją rękę. Brakowało mi jego dotyku. Ogólnie mówiąc brakowało mi jego obecności. Za każdym razem kiedy tu przychodził miałam ochotę się do niego przytulić, ale zawsze się powstrzymywałam. Mo wniósł wózek po schodkach, ja natomiast otworzyłam drzwi. Weszliśmy do środka i rozpłaszczyliśmy się.
- Idź do salonu, ja zaraz wrócę tylko położę małego.
- Mogę ja to zrobić? - zapytał pełen nadziei w oczach. Nie pozostało mi nic innego jak się zgodzić, przecież jest jego ojcem. Piłkarz poszedł na górę z małym, a ja poszłam do kuchni zrobić coś do jedzenia, ponieważ zgłodniałam. Po jakiś 30 minutach obiad był na stole. Dopiero teraz zauważyłam, że w progu stoi pomocnik Borussii i wpatruje się we mnie.
- Długo tu tak stoisz? - zapytałam trochę wkurzona.
- Dość. - odpowiedział z uśmiechem. Na prawdę nie wiem co go tak cieszyło.
- Jesteś głodny? - zapytałam niby to od niechcenia.
- Owszem.
- To siadaj. Zaraz podam. - powiedziałam i poszłam nałożyć jedzenie na talerz. Posiłek jedliśmy w milczeniu, lecz praktycznie cały czas czułam na sobie jego wzrok.  Niezręcznie mi było, więc postanowiłam to przerwać.
- Jestem brudna? Mam coś na twarzy?
- Nie. - opowiedział i wróciłam do dalszego konsumowania posiłku. Po obiedzie pozmywałam naczynia i dołączyłam do Mo, który siedział w salonie. Miałam wielką ochotę usiąść koło niego i wtulić się. Wiedziałam jednak, że nie mogę tak zrobić. Uraziłabym swoją dumę.
- Klaudia jeszcze raz chcę Cię przeprosić i wytłumaczyć Ci wszystko. To nie było tak jak Ci się wydaje.
- Mo ja nie mam ochoty tego słuchać. - powiedziałam oschle.
- Proszę Cię zrozum, że Cię kocham i zależy mi na tobie, na was. Nie potrafię bez was żyć.
- Skończmy nasz temat i porozmawiajmy o chrzcinach małego. Chciałam Cię poinformować, że wszystko jest już załatwione i za tydzień są chrzciny.
- O której?
- O 12 msza w kościele. - powiedziałam oschle. Nie miałam już siły na rozmowę z nim, nie chciałam słuchać jego wyjaśnień. Magda za każdym razem mówiła, żebym dała mu szanse, ale ja zawsze postawiłam na swoim i nie dawałam mu żadnej szansy. Tak było i tym razem. Nie mogłam wymazać z pamięci tamtego obrazu. Za bardzo mnie to bolało. O chrzcinach porozmawialiśmy jeszcze jakiś czas, po czym Mo poszedł do domu, a ja wróciłam do codziennego trybu dnia.
Tydzień później
Dzisiaj są chrzciny Nathaniela.  Cały dzień będę skazana na towarzystwo Mo. Z jednej strony to się cieszę. Chciałabym się z nim w końcu pogodzić. Po woli dochodziła 12, więc razem z rodzinką kuzyna udaliśmy się do kościoła. Moja mama była już na miejscu, ponieważ przyjechała z Moritzem. Wysiadłam z samochodu tak jak reszta. Oni poszli do grupki gdzie była moja mama, Weronika, Robert i jeszcze kilka innych osób. Ja natomiast poszłam wyjąć małego z samochodu. Kiedy już byłam przy drzwiach z jego strony poczułam, że ktoś przytula mnie od tyłu. Myślałam, że to będzie Mo, ale to nie był jego zapach, dotyk. Odwróciłam się i zobaczyłam Michała.
- Co ty tu robisz?
- Przeszedłem na chrzest twojego synka. Nie wolno mi?
- Nie nie wolno. - odpowiedziałam oschle. Michał nie tracił czasu i mnie do siebie przytulił.
- Puść mnie! - krzyknęłam.
- Oj przestań. - powiedział i jego ręka zaczęła dotykać moich pośladków.
- Zostaw mnie! Puść! - krzyczałam.
- Nie słyszałeś co powiedziała? Puść ją! - powiedział dobrze znany mi głos, którego od jakiegoś czasu mi brakowało. Michał natychmiastowo mnie puścił, a ja się odwróciłam i wtuliłam w Moritza. Brakowało mi tego. Po moim policzku spłynęła łza a za nią kolejne. Mo podniósł moją głowę tak, aby mógł patrzeć mi w oczy.
- Nie płacz. - powiedział i otarł mi policzek. - Słuchaj wiem, że to nie najlepszy moment, ale chce Ci wszystko wyjaśnić. Proszę pozwól mi na to. Ja wiem jak to mogło wyglądać, ale to naprawdę nie byłem ja. Nigdy bym ... - postanowiłam przerwać jego monolog i pocałowałam go. Już prawie zapomniałam jak smakują jego usta, ale ten moment mi to przypomniał. Z każdym następnym pocałunkiem zatracałam się coraz bardziej.
- Kocham Cię. - powiedziałam i wtuliłam się w jego ramiona, w których czułam się bezpiecznie. W tym momencie stałam się osobą szczęśliwą tak jak wcześniej.
- Ja Ciebie też kocham. - powiedział i tym razem to on mnie pocałował. - Ale chcę, żebyś kogoś poznała.
- Kogo? - zdziwiłam się. Mo dał komuś znak ręką, że ma podejść i ten ktoś to zrobił. Po chwili przede mną stał jak przepuszczam brat mojego ukochanego.
- Poznaj mojego brata Sebastiana. - powiedział, po czym Sebastian podał mi rękę.
- Klaudia. - powiedziałam i lekko się uśmiechnęłam.
- Tak dla sprostowania. Wtedy jak widziałaś "Mo" całującego się z tą dziewczyną to tak naprawdę byłem ja. Moja dziewczyna jest pielęgniarką. - powiedział i w tym momencie dołączyła do nas właśnie ta dziewczyna.
- Hej. Jestem Lisa. - powiedziała z uśmiechem co odwzajemniłam.
- Klaudia. - powiedziałam podając jej rękę. Jeszcze chwile porozmawialiśmy, po czym Mo dał znać bratu, że chce pogadać ze mną sam na sam. Do 12 mieliśmy jeszcze chwilę.
- Klaudia wiem, że to co widziałaś w szpitalu Cię zraniło, ale....- nie dane było mu dokończyć, ponieważ jego dopiero zaczynający się monolog postanowiłam zakończyć. Bez chwili zastanowienia znowu go pocałowałam.
- To ja Cię przepraszam. - powiedziałam i wbiłam wzrok w ziemię, lecz nie na długo, ponieważ piłkarz po chwili uniósł ją ręką tak abym mogła patrzeć mu prosto w oczy. - Powinnam Cię wysłuchać, a nie zrobiłam tego.
- To nie ma znaczenia.
- Ma.
- Daj mi skończyć. - powiedział Mo i powrócił do swojego monologu. - Powinienem Ci powiedzieć, że mam brata bliźniaka i że jego dziewczyna pracuje jako pielęgniarka w tym szpitalu. To nie jest tylko twoja wina, ja też zawiniłem, bo wiedziałem to od dłuższego czasu, ale nie wiedziałem jak tobie to powiedzieć.
- Więcej zawiniłam ja. Nie powinnam na Ciebie tak naskakiwać i mam nadzieję, że mi to wybaczysz. - powiedziałam i z niecierpliwością oczekiwałam odpowiedzi.
- Klaudia, dla mnie to teraz nie ma znaczenia. Ważne jest to, że mi wybaczyłaś. Zapewniam Cię, że gdybym zobaczył jak się z kimś obściskujesz, albo jakąś dziewczynę podobną do Ciebie tak jak w moim przypadku to zareagował bym tak samo.
- Ale mogłam... - nie dane było mi skończyć.
- Przestań z tym, ale. Było minęło. Czasu nie cofniemy. Cieszmy się tym co jest teraz i co będzie. - powiedział mój ukochany i pocałował. Z każdym następnym pocałunkiem robiło się namiętniej.
- No malutki zobacz, rodzice się w końcu pogodzili. - usłyszałam głos napastnika Borussii, który trzymał małego na rękach.
- W końcu. - dodała Weronika.
- Jak Nathan znalazł się u Ciebie na rękach? - zapytałam zdziwiona.
- Kochani, już czas! - krzyknęła moja mama i całą gromadą ruszyliśmy. Wszystko poszło zgodnie z planem. Po niecałej godzinie byliśmy już w domu. Za cały poczęstunek odpowiedzialna była moja mama wraz z panią Leitner. Wszystko przebiegło w miłej rodzinnej atmosferze. Rozmawiałam z Weroniką, kiedy Mo wyrwał mnie z rozmowy i porwał na środek.
- Mogę prosić o uwagę! - zaczął tak aby wszyscy na nas spojrzeli. - A więc tak wiem, że nie raz mieliśmy słabsze momenty w naszym związku. Wiem, że ta ostatnia kłótnia postawiła nasz związek na mecie, ale ja się tak łatwo nie poddałem. Nie wiem czy to nadal aktualne, więc zapytam jeszcze raz. - powiedział i ukląkł przede mną. - Klaudia, kochanie zostaniesz moją żoną? - zapytał i w moich oczach pojawiły się łzy.
- Oczywiście, że tak głupku. - powiedziałam i łzy mimowolnie zaczęły spływać po moich policzkach. Mo wstał i przytulił mnie mówiąc:
- Kocham Cię i proszę nie płacz więcej.
- Też Cię Kocham najbardziej na świcie i  jeszcze Nathaniela. - powiedziałam i na ustach poczułam słodkie wargi piłkarza.
- No i teraz będzie tylko z górki! - krzyknął Lewusek, a ja się tylko uśmiechnęłam. Miałam nadzieję, że mówi prawdę. Cała ''imprezka'' zakończyła się o 20. Pomogłam posprzątać mamie i pani Leitner, a następnie poszłam się spakować. Około 23 byliśmy już w domu. Mo położył małego spać, a ja w tym czasie poszłam do łazienki się ogarnąć. Kiedy znalazłam się w łóżku obok jednej z najważniejszych osób w moim życiu czułam się szczęśliwa. Wiedziałam, że teraz mam przy sobie wszystkie najważniejsze mi osoby. Z rozmyśleń wyrwał mnie głos ukochanego:
- Słońce nad czym tak rozmyślasz?
- Nad życiem. - odpowiedziałam i przyjęłam taką pozycję, żebym mogła spojrzeć mu prosto w oczy. Chwilę wpatrywaliśmy się sobie w oczy, lecz po chwili wargi piłkarza lekko musnęły moje. Nie poprzestało jednak na tym. Teraz to moje usta zbliżyły sie do ust piłkarza i złożyły na nich namiętny i pełen pasji pocałunek. Młody piłkarz nie puścił tego płazem i zaczął mnie całować coraz bardziej zachłannie. Po chwili namiętnych pocałunków pomocnik Borussii przyjął taką pozycję, że był na górze natomiast ja na dole. Zaczęliśmy pozbywać się w swoich ubrań, po chwili nie mieliśmy na sobie nic. Wszystkie nasze ubrania były porozrzucane po pokoju. Leitner całował moje usta, a następnie schodził coraz niżej a dotarł do najbardziej najczulszego miejsca. Zaczął całować wnętrze moich ud co dawało mi niesamowitą przyjemność. W pewnym momencie rozpłynęłam się. Po chwili Moritz powrócił do całowania moich ust. W pewnym momencie Mo spojrzał mi prosto w oczy. Wiedziałam o co mu chodzi, więc na znak zgody pocałowałam go i ruszył do dalszych działań.
************************************************************************
Dodaje wcześniej niż zwykle, ponieważ naszła mnie wena, ale i w od piątku zaczynam przygotowania do wycieczki i zaplanowanego już weekendu. :) Nie mogę się doczekać meczu, który dzięki mojej kochanej przyjaciółce obejrzę razem z nią w kinie <3 W następnym tygodniu rozdział najprawdopodobniej pojawi się pod koniec tygodnia, ponieważ w poniedziałek jadę do Berlina :)
Mam nadzieję, że rozdział wam przypadnie do gustu :D Jeżeli czytacie, to proszę o komentarz :) Myślę, że coraz większymi krokami zbliżam się do zakończenia losów tych bohaterów :)

czwartek, 16 maja 2013

Rozdział 32

- To o co chodzi?
- Widziałam jak Mo obściskiwał się z jakąś pielęgniarką na korytarzu. - powiedziałam i jeszcze bardziej poleciały mi łzy. Magda nic nie mówiąc mocniej przytuliła mnie do siebie. Stałyśmy tak przez chwilę do póki do sali nie wszedł lekarz.
- Dzień Dobry. - przywitał się.
- Dzień Dobry. - odpowiedziałyśmy równocześnie.
- Mam dla pani wypis do podpisu. - powiedział podając mi kartę. - No to może pani się zbierać. Zaraz pielęgniarka przyniesie małego. - powiedział z uśmiechem i opuścił salę.
- Madzia mam do Ciebie, a właściwie do was prośbę.
- Zamieniam się w słuch.
- Mogłabym się u was na kilka dni zatrzymać?
- Jasne, że tak . odpowiedziała i w tym momencie do sali wszedł Adrian z Kamilkiem a za nimi zdyszany Moritz.
- Cześć kochanie. - powiedział Mo i podszedł do mnie. Chciał mnie pocałować, ale ja się odsunęłam. - Co jest? - spytał.
- Nic. - odpowiedziałam. I poszłam się przebrać. Po chwili wyszłam już gotowa. Na sali był już Nathaniel, którego na rękach trzymała żona kuzyna.
- To co jedziemy? - spytał piłkarz.
- Możesz jechać ja z małym jadę do Adriana i Magdy. - powiedziałam oschle.
- Nie, nie zgadzam się. Ty i Nathan jedziecie ze mną do naszego domu.
- Mówię, że jadę do Magdy i zdania nie zmienię. - powiedziałam i skierowałam się do wyjścia. Adrian, Magda, Kamil i Nathan wyszli wcześniej niż ja. Cholernie bolało mnie to co zobaczyłam, ale nadal bardzo go kocham tylko nie wiem czy jestem jeszcze w stanie mu zaufać. Wyszłam przed szpital miałam już kierować się w stronę samochodu, gdzie byli, ale zatrzymał mnie mój jeszcze narzeczony.
- Możesz ze mną porozmawiać? - spytał.
- Myślę, że nie mamy o czym. - odpowiedziałam i ruszyłam w dalszą drogę, lecz daleko nie zaszłam, bo Mo zdążył złapać mnie za rękę. - Puść mnie! - powiedziałam głośno, prawie krzycząc.
- Nie dopóki ze mną nie porozmawiasz. - odpowiedział ostro.
- Moritz myślę, że oboje potrzebujecie czasu, więc puść ją ochłoń i dopiero spróbuj porozmawiać. - wtrącił Adrian. Nic nie powiedziałam tylko ruszyłam w stronę samochodu Adriana. Po chwili dołączył do nas mój kuzyn i zapakowaliśmy się do samochodu i ruszyliśmy w stronę mojego starego domu. Po 20 minutach byliśmy na miejscu. Wiedziałam, że moją mamę może zmartwić i zdenerwować to, że nie przyjechałam do domu, ale ja musiałam ochłonąć i wszystko na spokojnie przemyśleć i poukładać. Weszłam do domu i Madzia od razu skierowała się ze mną na górę, aby pokazać mi nasz tymczasowy pokój. Mały smacznie spał więc położyłam go na łóżku, a sama podeszłam do okna i bez sensu wpatrywałam się w przestrzeń za oknem. Wcześniej zastanawiałabym się czy moje życie ma sens, ale odkąd na świat przyszedł mój pierwszy syn jestem pewna, że mam dla kogo żyć. Teraz najważniejszy był dla mnie własnie on. Z rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk telefonu. Na ekranie ujrzałam "Mama" wiedziałam, że ta rozmowa mnie nie ominie, ale nie miałam teraz siły jej tego wszystkiego tłumaczyć. Dla świętego spokoju odebrałam.
- Co to sobie wyobrażasz? Ja tu na was czekam z niecierpliwością, ale do domu wraca sam Mo. Powiesz mi co się stało, że nie wróciłaś z nim? Dlaczego wprowadziłaś się do Adriana? - z jej ust wypłynęła tona pytań.
- Mamo proszę Cię przywieź mi torbę z ubraniami moimi i małego i jeszcze pieluchy.
- Klaudia powiedź mi co ty wyprawiasz?
- Mamo proszę Cie. - powiedziałam.
- Dobra przywioze, ale masz mi to wszystko wytłumaczyć.
- Jak przyjedziesz to Ci wszystko wyjaśnię.
- Mam nadzieję. - powiedziała i rozłączyła się. Odłożyłam telefon i położyłam się obok małego. Nawet nie wiem kiedy, ale usnęłam zmęczona tą sytuacją.
Moritz:
Dzisiaj obudziłem się wcześniej niż zwykle, ponieważ byłem bardzo podekscytowany tym, że Klaudia i Nathaniel wracają dzisiaj do domu.Szybko się ubrałem i zszedłem na dół do kuchni, aby zrobić sobie śniadanie. Ku mojemu zaskoczeniu stało już na stole.
- Dzień Dobry. - powiedziałem wchodząc do kuchni.
- Dzień Dobry. - odpowiedziała mi mama mojej ukochanej. - Głodny?
- Tak troszkę. - odpowiedziałem i uśmiechnąłem się. Zająłem miejsce przy stole i zacząłem zajadać się kanapkami przygotowanymi przez moją przyszłą teściową. Po skończonym śniadaniu poszedłem na górę i zebrałem rzeczy dla małego. Wszystko już miałem, więc wyciągnąłem telefon i sprawdziłem godzinę. Była dopiero 9. Zszedłem na dół i udałem się do salonu, żeby zabić czas. Usiadłem wygodnie na kanapie i włączyłem telewizor. Ruszyłem w poszukiwaniu czegoś interesującego. Jak zwykle nic nie było, więc włączyłem w stację muzyczną. Siedziałem tak bezczynnie patrząc się w ekran i rozmyślając na tym jak rodzice mogli mi nie powiedzieć, że mam brata bliźniaka. Nie mieściło mi się to w głowie. Od kilku dni mnie to nurtowało, ale przed Klaudią starałem się to ukryć, żeby jej nie denerwować.
- Mo, nie jedziesz po Klaudie? - zapytała mnie pani Asia tym samym wyrywając mnie z moich myśli.
- Co? A tak jadę. - odpowiedziałem i zacząłem się zbierać.
- Coś się stało? Jesteś taki nie obecny. - zmartwiła się rodzicielka Klaudii.
- Niedawno dowiedziałem się, że mam brata bliźniaka. - powiedziałem i na mojej twarzy pojawił się smutek.
- Klaudia wie?
- Nie, nie powiedziałem jej.
- To zdaj sobie sprawę z tego, że możesz mieć przez to problemy.
- Wiem, Tym bardziej, że jego dziewczyna pracuje jako pielęgniarka.
- Módl się, aby Klaudia nie pomyślała, że to ty się obściskujesz z pielęgniarką na korytarzu. - powiedziała Aśka.
- Mam taką nadzieję. - powiedziałem i ruszyłem do wyjścia. Wsiadłem do samochodu i ruszyłem po moją ukochaną i synka do szpitala. Miałem nadzieję, że nic złego nie wyniknie z tego, że mam bliźniaka. Spojrzałem na samochodowy zegarek, widniała na nim 10. Już powinienem być u Klaudii. Przyśpieszyłem i w ciągu 10 minut dotarłem na miejsce. Wysiadłem z auta i czym prędzej pobiegłem do środka. Cały zdyszany wpadłem na korytarzu na Adriana i Kamila.
- Hej. - powiedziałem ledwo łapiąc oddech.
- Cześć. - odpowiedział Adrian.
- Hej wujek. - powiedział zadowolony Kamil i zaczął zajadać się batonikiem.
- Co ty taki zdyszany?
- Miałem być o 10 i się jak widać spóźniłem.
- A ty nie byłeś tu przed chwilą? - zapytał zdziwiony.
- Nie jakieś niecałe 15 minut temu wyszedłem dopiero z domu.
- Dobra chodź do sali. - powiedział Adi i ruszyliśmy.
- Cześć kochanie. - powiedziałem i chciałem ją pocałować, ale odsunęła się. - Co jest? - spytałem.
- Nic. - odpowiedziała oschle i poszła się przebrać. Po chwili wyszła już przebrana.
- To co jedziemy? - spytałem.
- Możesz jechać, ja z małym jadę do Adriana i Magdy. - powiedziała oschle.
- Nie, nie zgadzam się. Ty i Nathan jedziecie ze mną do NASZEGO domu. te przed ostatnie słowo podkreśliłem.
- Mówię, że jade do Magdy i zdania nie zmiene. - powiedziała i skierowała się do wyjścia. Postąpiłem podobnie. Widziałem jak zmierza do samochodu Adiego, ale postanowiłem z nią jeszcze porozmawiać.
- Możesz ze mną porozmawiać? - spytałem.
- Myślę, że nie mamy o czym. - odpowiedziała i ruszyła w dalszą drogę, lecz daleko nie zaszła, bo zdążyłem złapać ją za rękę. - Puść mnie! - powiedziała głośno, prawie krzycząc.
- Nie dopóki ze mną nie porozmawiasz. - odpowiedziałem ostro.
- Moritz myślę, że oboje potrzebujecie czasu, więc puść ją ochłoń i dopiero spróbuj porozmawiać. - wtrącił Adrian. Wiedząc, że nic nie wskóram ruszyłem do samochodu. Siedziałem tam chwilę i wpatrywałem się w Klaudię. Lecz po chwili odjechali i nie miałem już na kogo patrzeć. Nie wiedząc jak mam ją odzyskać ruszyłem w drogę powrotną do domu. Starałem się jechać wolno, żeby nie spowodować wypadku. Będąc pod domem zaparkowałem samochód i wszedłem do domu. Bez żadnego słowa wyjaśnienia skierowałem się od razu na górę do naszej sypialni. Wszystkie wspomnienia powróciły, zastanawiał mnie fakt czemu mnie tak potraktowała? Co ja takiego zrobiłem? Miałem nadzieję, że mój brat nie ma z tym nic wspólnego.  No właśnie brat i  w tym momencie mnie olśniło. Klaudia musiała widzieć jak Sebastian całował się z tą swoją dziewczyną Martyn. Próbowałem dodzwonić się do ukochanej, ale niestety odrzucała moje połączenia. Postanowiłem, że pojadę do niej i spróbuję jeszcze raz. Jeżeli to nie wyjdzie będę musiał poprosić Sebastiana o pomoc. Zszedłem na dół, byłem pewien, że spotkam tam mamę Klaudii, ale się myliłem. Skierowałem się do wyjścia i zasiadłem za kółkiem. Nie zastanawiając się długo odpaliłem auto i ruszyłem pod dom Adriana. Miałem nadzieję, że uda mi się ją jakoś przekonać, że to nie mnie widziała i że ja nigdy jej czegoś takiego bym nie zrobił za bardzo ją kocham.
**********************************************************************
Miałam dodać jutro, ale udało mi się dokończyć pisać go dzisiaj. :) Mam nadzieję, że wam się spodoba. Jeżeli już tu jesteście i czytacie to pozostawcie po sobie komentarz. Każdy daje mi chęć do dalszego pisania :)

piątek, 10 maja 2013

Rozdział 31

- Nic, tylko mały dał znać o sobie. Wracaj do treningu. - powiedziałam i nagle poczułam, że odchodzą mi wody.
- Kochanie co jest?
- Wody mi odeszły ! - krzyknęłam, że każdy usłyszał, nawet moja mama i trener.
Moritz:
- Moritz na co czekasz!? Leć się przebrać i do szpitala - krzyknął trener. Nic nie odpowiedziałem tylko sprintem pobiegłem do szatni i w mgnieniu oka się przebrałem i znalazłem się z powrotem na murawie. Wziąłem Klaudie na ręce i udałem się w stronę samochodu. Posadziłem ją z tyłu i wsiadłem za kierownice ruszając z piskiem opon. Po 15 minutach byliśmy już w szpitalu. Pomogłem jej wyjść z auta ruszyliśmy w stronę recepcji. Zaraz po wyjściu zauważyła nas pielęgniarka i podeszła do nas z wózkiem. Klaudia usiadła i pojechała na porodówkę, a ja poszedłem za nią. Po chwili wszedłem na salę i ujrzałem narzeczoną, która zwija się z bólu. Podszedłem do niej i złapałem ją za rękę. Po trzech godzinach na świat przyszedł nasz pierwszy syn. Klaudia leżała w sali, a ja poszedłem do niej. Pierwsze co zrobiłem po wejściu do sali, w której leżała to podszedłem do niej i ucałowałem ją namiętnie po czym z całej siły ja przytuliłem. Po jakiś 20 minutach do sali weszła pielęgniarka z naszą małą pociechą. Był bardzo podobny do Klaudii.
- Jaki on piękny! - powiedziała moja ukochana.
- Tak jak jego mamusia. - dodałem i wziąłem małego na rączki. Był taki mały i kruchy. Na początku bałem się, że coś mu mogę zrobić. - Jak damy mu na imię? - spytałem, bo byłem bardzo ciekawy jakie imię wymyśliła moja ukochana.
- Myślałam, żeby nazwać małego Nathaniel. - powiedziała i posłała mi swój słodki, a zarazem piękny uśmiech. - Co myślisz? - zapytała.
- Bardzo ładne. - stwierdziłem. - Skoro mamy pierwsze to może na drugie Robert po chrzestnym? - zapytałem i miałem nadzieję, że Klaudia się zgodzi.
- Myślę, że Robert będzie zadowolony. - odpowiedziała i na jej ustach znalazły się moje.
- Nathaniel Robert Leitner jak to ładnie brzmi. - stwierdziłem.
- Miejmy nadzieję, że Robert się zgodzi. - powiedziała Klaudia.
- Zgodzi się mówię Ci. - zapewniłem narzeczoną. - Chrzestnego mamy, więc pozostaje nam chrzestna. - powiedziałem.
- Myślałam, żeby Madzię poprosić.
- Dobry pomysł. Myślę, że nawet dzisiaj to zrobimy. - powiedziałem i do salo weszli chyba wszyscy zawodnicy Borussii. Trzymałem akurat małego na rękach.
Klaudia:
Poród był wykańczający, ale na szczęście po trzech godzinach było już po wszystkim. Urodziłam syna, który po wszystkich badaniach okazał się okazem zdrowia. Leżałam w sali kiedy nagle do niej wszedł Moritz. Odrazu po wejściu podszedł do mnie i pocałował, a następnie przytulił. Po niespełna 20 minutach pielęgniarka przywiozła naszego syna. Na szczęście wybranie imion nie było bardzo skomplikowane, bo odrazu je mieliśmy. Uradowany Mo nie mógł się oderwać od małego, cały czas trzymał go na rękach. Nagle do sali weszła chyba cała Borussia.
- Hej. Jak się czujesz? - zapytała Weronika wchodząc do sali.
- Dobrze, wręcz bardzo. - odpowiedziałam z uśmiechem na twarzy.
- A mały jak? - zapytał Lewy.
- Zdrowy jak ryba. - odpowiedział Moritz. Chłopaki posiedzieli jeszcze trochę i poszli. Zostali tylko Weronika z Robertem.
- Lewy mamy do Ciebie prośbę. - zaczęłam.
- Chcielibyśmy Cię prosić, żebyś został chrzestnym. - dokończył mój narzeczony trzymając małego cały czas na rękach.
- Zaskoczyliście mnie, ale będzie mi bardzo miło, więc zgadzam się.
- Cieszymy się. - powiedziałam.
- Wybraliście już imię? - zapytała przyjaciółka.
- Tak. - powiedziałam, a Mo podszedł do nich.
- Jakie? - niecierpliwiła się Weronika.
- Nathaniel Robert Leitner. - powiedział dumnie pomocnik Borussii.
- Zdecydowaliśmy, że drugie damy mu po chrzestnym. - powiedziałam posyłając do nich uśmiech.
- Bardzo miło. - odpowiedział Robert zadowolony z naszego wyboru. Posiedzieli jeszcze chwilę i musieli się zbierać. Niedługo po nich z sali wyszedł również mój narzeczony. Zostałam sama z Nathanielem, którego pielęgniarka pewnie zabierze na noc. Nie myliłam się po pół godzinie do sali weszła pielęgniarka i zabrała małego.
- Przepraszam. - powiedziałam.
- Tak?
- Wie pani kiedy będę mogła wyjść ze szpitala?
- Wydaję mi się, że jutro już panią lekarz wypisze i pani synka również. - powiedziała po czym opuściła salę.   Zmęczona wydarzeniami z dzisiejszego dnia w mgnieniu oka zasnęłam. Rano obudziłam się bardzo wcześnie.  Nie mogłam dłużej uleżeć i postanowiłam pójść zobaczyć swojego synka. Wyszłam z sali i ujrzałam Mo, który flirtuje z pielęgniarką. Wkurzyło mnie to, ale postanowiłam nie zwracać na to uwagi i iść dalej w zamierzone miejsce. Z niewielką pomocą pielęgniarki w końcu tam dotarłam. Mały już nie spał. Zapytałam się pielęgniarki czy mogę go zabrać na sale, ale powiedziała, że muszą mu zrobić jeszcze jakieś badania, ale po nich go przywiozą i będę mogła już wyjść do domu. Wracając do sali nie mogłam uwierzyć w to co właśnie zobaczyłam. Poczułam się jak zwykła szmata, której zrobił dziecko i poszedł do następnej. DO oczu napłynęły mi łzy i mimo, że chciałam je powstrzymać nie udało mi się to. Leciały po moim policzku strumieniem, a ja nadal stałam na korytarzu jak głupia. W końcu postanowiłam wejść do sali. Zastałam w niej Adriana z Magdą i Kamilkiem.
- Hej ciocia! - podbiegł do mnie, a ja go podniosłam i mocno przytuliłam. - Czemu płaczesz? - zapytał, a ja kompletnie nie wiedziałam co mam mu powiedzieć.
- Kamil chcesz coś słodkiego? - zapytał synka Adi.
- Takkk! - powiedział uradowany a ja odstawiłam go na ziemię.
- To chodź idziemy, a mama porozmawia z ciocią. - powiedział mój kuzyn i wyszli z sali. Bez słowa podeszłam do Magdy i się w nią wtuliłam.
- Co się stało? Coś z małym?
- Mały zdrowy jak ryba.
- To o co chodzi?
- Widziałam jak Mo.....
***********************************************************************
Udało mi się w końcu skończyć ten rozdział. Nie wiem czy wam się spodoba, ale mam nadzieję, że tak. Jeżeli tu zajrzycie i przeczytacie to zostawcie komentarz, bo to dodaję mi motywacji do dalszego pisania :)

czwartek, 2 maja 2013

Rozdział 30

Klaudia:
Impreza skończyła się dość szybko. Chłopaki w szybkim czasie przeszli pod wodzę alkoholu. O północy impreza dobiegła końca. Dziewczyny zebrały chłopaków i porozjeżdżali się do domów, natomiast ja pomagałam ogarnąć Weronice ten syf. Mo i Lewy w tym czasie siedzieli na kanapie dokańczając butelkę przezroczystego trunku.
- Jak z mamą? - spytała przyjaciółka, kiedy byłyśmy w kuchni.
- Powoli wychodzi na prostą.
- Nie martw się da radę to silna kobieta, poradzi sobie. - powiedziała Weronika próbując dodać mi otuchy.
-  Mam nadzieję. - powiedziałam. - Może zmienimy temat. - zaproponowałam.
- Dobra. Mów jak się czujesz i jak dzidziuś?
- Czuję się dobrze, a mały zdrowy. Jeszcze dwa miesiące i będzie mały brzdąc.
- Znasz płeć?
- Chłopiec. - powiedzieałam dumnie.
- To będzie mały piłkarz po tatusiu.
- I z urodą po mamusi. - zaśmiałam się. Wszystko było już posprzątane. Zostało mi tylko zgarnięcie mojego narzeczonego do domu. Poszłam do salonu gdzie piłkarze zawzięcie rozmawiali. Nie mogłam zrozumieć o czym, więc postanowiłam to przerwać.
- Kochanie, zbieramy się. - powiedziałam podchodząc do niego. Bez żadnego sprzeciwu Moritz wstał i udaliśmy się do przedpokoju. Zebrałam swoje wszystkie rzeczy, pożegnaliśmy się z przyjaciółmi i wyszliśmy z ich domu. Wracaliśmy do domu na piechotę. Droga powrotna zajęła nam 20 minut. Przez całą drogę pomocnikowi Borussii buzia się nie zamykała. W końcu doszliśmy do domu i Moritz przestał nadawać. Po cichu weszliśmy do środka i udaliśmy się na górę do sypialni. Miałam tylko nadzieję, że mama się nie obudzi. Mo grzecznie położył się do łóżka, a ja wzięłam z szafy piżamy i poszłam do łazienki, aby wziąć szybki prysznic. Po 15 minutach byłam już odświeżona i mogłam iść spać. Wchodząc do pokoju miałam nadzieję, że Mo śpi, jednak się myliłam.
- No nareszcie. - powiedział Mo. Położyłam się wygodnie na łóżku i wtuliłam się w ukochanego.
- Kocham Cię. - powiedziałam i na moich ustach zagościły usta piłkarza.
- Też Cię kocham. - powiedział między pocałunkami. Z każdą chwilą całowaliśmy się zachłanniej. W końcu doszliśmy do tego momentu, w którym zaczęliśmy pozbywać się ubrań. Kiedy w końcu nie mieliśmy na sobie żadnych ciuchów Moritz zaczął całować moja szyję po czym schodził coraz niżej. Po chwili wrócił do całowania moich ust, a następnie powoli wszedł we mnie. Z każdą następną sekundą jego ruchy były coraz szybsze. Za każdym jego posunięciem moje jęki stawały się coraz głośniejsze, żeby je stłumić wbiłam paznokcie w plecy ukochanego tym samym ukrywając twarz w jego ramionach. Po zakończeniu aktu miłości leżeliśmy na łóżku dysząc. Wtuliłam się w Mo i nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
2 miesiące później
stan mojej ciąży był bardzo zaawansowany, lada dzień mogło nadejść rozwiązanie. Jak codzień wstałam rano, ogarnęłam się i poszłam przygotować śniadanie. Moritz jak zwykle spał jak suseł i nic nie było go w stanie obudzić. Kiedy przygotowywałam śniadanie zadzwonił dzwonek. odłożyłam wszystko co niepotrzebne miałam w rękach i poszłam otworzyć. Za drzwiami ukazał mi się Robert z Weroniką.
- Hej ! - krzyknęli równocześnie z wielkim entuzjazmem.
- Hej. - odpowiedziałam. - Wejdźcie. - wskazałam ręką kierunek. - A was co tak wcześnie przywiało?
- Mamy do was sprawę.
- To poczekamy na mojego królewicza, a tym czasem zjecie z nami śniadanie?
- Jedliśmy - powiedziała z uśmiechem Weronika.
- Pójde obudzić tego twojego księcia - powiedział Lewy, a my zaczęłyśmy się śmiać. Po jakiś 15 minutach Lewandowski zeszedł na dół, a za nim Moritz.
- Witaj skarbie - powiedział podchodząc do mnie i dając buziaka.
- No witam śpiocha.
- Hej Weronika.
- Hej - odpowiedziała i zasiedliśmy do stołu. Podczas śniadania nie obyło się bez śmiechów i żartów. Po zjedzonym posiłku posprzątałam i zaparzyłam kawę oraz herbatę. Wszyscy siedzieli w salonie, więc i ja tam się skierowałam.  Usiadłam koło Mo i ze zdziwieniem wpatrywałam się w przyjaciół.
- No to powiecie nam w końcu co się stało?
- Nic się nie stało. - odpowiedział napastnik Borussii.
- A coś miało się stać? - spytała się przyjaciółka.
- Weźcie się ogarnijcie i mówcie co jest grane. - powiedział wkurzony Moritz.
- Już, spokojnie. - powiedział Lewy.
- Mamy do was prośbę. - powiedziała Weronika.
- Zamieniamy się w słuch. - oznajmiłam.
- Chcieliśmy was poprosić, żebyście - zaczął Robert.
- Żebyście zostali świadkami na naszym ślubie. - dokończyła przyjaciółka.
- Aaaaa! Kiedy ? Gdzie? Jak? - zaczęłam krzyczeć.
- Rozumiem, że się zgadzasz? - spytała Weronika.
- Oczywiście, że tak. - powiedziałam i przytuliłam przyjaciółkę.
- No stary nareszcie. Gratulacje. - powiedział Moritz i uściskał Roberta, a później Weronikę. Po skończeniu gratulacji chłopaki zaczęli grać w Fifę, a my poszłyśmy do kuchni. Rozmawiałyśmy o wszystkim, a tak naprawdę o niczym. Kiedy rozmawiałyśmy nagle do kuchni weszła moja mama, co było dziwne, bo była już 10.
- Cześć mamo - powiedziałam.
- Cześć córeczko - odpowiedziała.
- Dzień Dobry - usłyszałam głos przyjaciółki.
- Dzień Dobry - przywitała się mama. - Czemu tak krzyczałaś? - skierowała pytanie do mnie.
- To przez nas - oznajmił Robert wchodząc do kuchni. - Dzień Dobry.
- Dzień Dobry. A mogę wiedzieć co skłoniło ją do tego krzyku?
- Zaręczyliśmy się - powiedziała Weronika.
- To gratulację - powiedziała Aśka i przytuliła ich.
- Mamuś wyspałaś się ? - spytałam.
- Idealnej ciszy to w nocy nie było, ale jakoś dałam rade. - odpowiedziała i moje policzki nabrały rumieńców.
- Kochanie, a wy na trening się nie spóźnicie? - spytałam narzeczonego.
- Musimy się zbierać - stwierdził.
- Jedziecie z nami ? - spytał Lewandowski.
- Tak - odpowiedziałyśmy zgodnie.
- Może pani też pojedzie? - spytał mojej mamy Mo.
- Ja i trening piłkarzy ? To chyba się nie uda. - stwierdziła.
- Mamuś to dobry pomysł.
- No dobra - zgodziła się. Ubraliśmy się i ruszyliśmy na Signal Iduna Park. Na miejsce dojechaliśmy w 20 minut. Chłopaki udali się do szatni natomiast my na murawę. Aśka zachwycała się wielkim i pięknym stadionem, a my w tym czasie zaczęłyśmy pogawędkę z trenerem.
- Dzień Dobry trenerze - rzuciłyśmy równocześnie.
- Witam piękne dziewczyny - powiedział Klopp z uśmiechem na twarzy. - Chłopaki zdolni do trenowania?
- Jak zawsze - odpowiedziałam i wybuchliśmy śmiechem.
- Kim jest ta piękna kobieta?
- Trenerze to moja mama.
- Joanna - przedstawił się moja mama i lekko uśmiechnęła.
- Jürgen.
- Chyba twoja mama wpadła w oko Kloppowi. - szepnęła mi na ucho Weronika.
- Nawet sobie nie żartuj. - odpowiedziałam. - Kawy?
- Z chęcią - powiedziała trener.
- Mamo?
- Też poproszę.
- Weronika chodź ze mną - powiedziałam do przyjaciółki i pociągnęłam ją za rękę. Poszłyśmy z przyjaciółką po kawę. Po niecałych 10 minutach wracałyśmy na murawę. Po drodze wpadłyśmy na piłkarzy i razem z nimi ruszyliśmy na boisko. Widok, który tam zastałam zdziwił nie tylko mnie. Moja mama  zachowywała się jak nastolatka, Klopp tak samo. Chłopaki bez żadnego skrępowania weszli na murawę i podeszli do flirtującego z moją mamą trenera. Ja cały czas stałam jak wryta aż w końcu Weronika zaciągnęła mnie na ławkę. Przez cały trening chłopaki mieli luz, ponieważ trener zawzięcie rozmawiał z moją rodzicielką. Chłopakom było to oczywiście na rękę. Jak zwykle zaczęli się wygłupiać.
- Chłopaki przestańcie się wygłupiać i do roboty za 4 dni macie mecz z Bayernem, a wy zabawy sobie urządzacie! - krzyknęłam wkurzona. Piłkarze wrócili do trenowania, a ja zwróciłam się w stronę ławki. Kiedy szłam w stronę ławki nagle poczułam, że mały kopnął i lekko się skuliłam.
- Kochanie, co jest? - spytał z troską Moritz, który znalazł się przy mnie w ułamku sekundy.
- Nic, tylko mały dał znać o sobie. Wracaj do treningu. - powiedziałam i nagle poczułam ......
**************************************************************************
Mam nadzieję, że wam się spodoba :) Powoli zmierzam do końca :) Tak więc jak wam się podobało to zostawcie po sobie komentarz :D

piątek, 26 kwietnia 2013

Rozdział 29

...- No bo... bo - jąkałam się. - No bo jestem w ciąży. - powiedziałam na jednym tchu i zaraz na moich ustach znalazły się słodkie wargi piłkarza.
- Który miesiąc? 
- Drugi. - odpowiedziałam. 
- Kocham Cię ! - wykrzyczał i na powrót zaczął mnie całować. Kiedy skończyliśmy się całować Robert podniósł mnie i zaczął kręcić się ze mną wokół własnej osi. Nagle z szatni wybiegli piłkarze.
- Co się tu dzieje? - spytał podejrzliwie Łukasz. Robert odstawił mnie na ziemię i spojrzał na mnie pytającym wzrokiem. Na znak zgody uśmiechnęłam się.
- Będziemy mieli dziecko! - wykrzyczał szczęśliwy.
- No stary! Postarałeś się. Gratulacje. - powiedział zadowolony Kuba.
- No to idziemy świętować. - powiedział zadowolony Götze.
- Jak Weronika się zgodzi. - powiedział Lewy i wszystkie oczy piłkarzy skierowały się w moją stronę.
- Prosimy. - powiedział Reus i zrobił maślane oczka.
- To może imprezę zrobimy u nas? - spytałam.
- Jesteś najlepsza! - mówili piłkarze i każdy po kolei mnie przytulił.
- I moja. - powiedział Lewusek i objął mnie w pasie.
- To co w takim razie o 20. - powiedziałam.
- Jasne. - odpowiedzieli chórem.
- Co to za zbiegowisko? - krzyknął trener.
- No wie trener składany gratulacje. - powiedział Roman wskazując na mnie i napastnika Borussii.
- A z jakiej okazji? - dopytywał się Klopp.
- No trenerze, bo Weronika jest w ciąży. - oznajmił Jürgenowi Lewandowski.
- No to gratulację! - krzyknął Klopp i wyściskał mnie. - Mam nadzieję, że będzie to chłopczyk i zastąpi nam tatusia w klubie. - dodał trener.
- Trenerze, ale nie tak szybko. - powiedział mój ukochany.
- No wiesz, jak będzie lepszy to czemu nie? - zaśmiali się piłkarze.
- Dobra weźcie. - powiedział obrażony Robert.
- Oj strażak nie denerwuj się. - powiedział rozbawiony Kuba.
- Kochanie, złość piękności szkodzi. - powiedziałam i pocałowałam go w policzek.
- Dobra koniec tej pogawędki i na boisko! - krzyknął Jürgen. Zgodnie z jego rozkazem chłopaki niechętnie powędrowali na murawę.
- Idziesz z nami. - powiedział Robert łapiąc mnie za rękę i pociągnął w stronę, w którą szedł. Piłkarze wzięli się do trenowania natomiast ja zajęłam miejsce obok Klopp'a na ławce. Siedzieliśmy w ciszy przez jakieś 20 minut. Chłopaki skończyli się rozgrzewać i trener podzielił ich na drużyny. Robert był w drużynie z Mario, Marco, Kubą, Romanem, Łukaszem, Moritzem i jeszcze kilkoma piłkarzami. W drugiej drużynie był Sven, Ilkay, Kevin, Leo, Neven i pozostali. Oczywiście drużyna, w której był Robert starała się wygrać i to zrobiła, pokazała na co ich stać. Po zakończonym treningu chłopaki poszli do szatni, natomiast ja wybrałam się do mojego gabinetu. Na biurku leżała teczka z papierami do wypełnienia. Żeby nie mieć żadnych zaległości wzięłam się za jej wypełnianie. Dużo tego nie było i po 10 minutach skończyłam. Wzięłam wszystkie swoje rzeczy i wyszłam przed stadion. Myślałam, że będę skazana na samotne czekanie, ale na moje szczęście przed Signal Iduna stała moja przyjaciółka. Nie zauważyła mnie, więc postanowiłam zajść ją od tyłu. Podeszłam do niej i przytuliłam ją od tyłu zasłaniając oczy.
- Hej Weronika. - powiedziała śmiejąc się.
- Hej. - odpowiedziałam zdejmując swoje ręce z jej twarzy i pocałowałam ją w policzek.
- A ty co taka szczęśliwa? - spytała.
- No bo byłam u lekarza. - powiedziałam szczerząc się.
- I co dalej? - spytała nie wiedząc czemu się tak szczerzę.
- Wyniki były złe! - wykrzyczałam. - Jestem w ciąży. - dodałam po chwili i po policzkach zaczęły spływać mi łzy.
- Gratulację! - wykrzyczała równie szczęśliwa jak ja. Zauważyłam, że po jej policzkach spływają łzy.
- Nie płacz wariatko! - powiedziałam i przytuliłam ją.
- Kochanie czemu płaczesz? - spytał Mo podchodząc do nas.
- Ze szczęścia. - odpowiedziała Klaudia, a piłkarz ją przytulił.
- Dobra my się zbieramy i widzimy się o 20. - powiedział Robert.
- Jak to ? - spytała zdezorientowana przyjaciółka.
- Jest impreza. - odparł Lewy.
- Dobra to my zmykamy. - powiedziałam.
- Weronika, a może Ci w czymś pomóc? - spytała Klaudia.
- Nie nie trzeba. Dam radę. - odpowiedziałam i powędrowałam do samochodu. Z tego co zauważyłam to Klaudii i Moritza już nie było. Bez żadnego sowa wsiadłam do samochodu i pojechaliśmy. Po drodze do domu zajechaliśmy do sklepu po zapas alkoholu i jakieś przekąski. Zakupy zrobiliśmy dość szybko i pojechaliśmy do domu. Minęło 20 minut i byliśmy pod naszym mieszkaniem. Wzięliśmy torby z samochodu i weszliśmy do domu. Odrazu udałam się do kuchni. Po 30 minutach wszystko było gotowe na wizytę gości. Zostało mi tylko przepranie się w wygodniejsze ciuchy. Poszłam na górę do pokoju, aby wyjąć odpowiednie ubrania. Następnie udałam się do łazienki. Po 15 minutach wyszłam ubrana i zeszłam na dół gdzie w salonie byli już pierwsi goście.
- Hej. - przywitała mnie żona kapitana reprezentacji.
- Hej. - odpowiedziałam z uśmiechem i przytuliłam ją.
- Gdzie zgubiliście Oliwkę? - zapytałam.
- Dziadkowie dawno jej nie widzieli. - powiedziała zadowolona.
- Weronika! - usłyszałam zadowolony głos Kuby.
- Kubuś! - krzyknęłam i uwiesiłam się piłkarzowi na szyi. - Jak ja Cię dawno nie widziałam. - zaśmiałam się.
- Aż całe dwie godziny. - dodał Błaszczykowski. Chłopaki zostali w salonie, a ja z Agatą udałyśmy się do kuchni. Nalewałam nam soku do szklanki i w tym czasie zadzwonił dzwonek.
- Przepraszam na chwilę. - powiedziałam i poszłam otworzyć drzwi. Przybyli kolejni goście.
- Cześć! - krzyknęli radośnie.
- Hej! - przywitałam ich równie entuzjastycznie.
- Robert z Kubą są w salonie. - powiedziałam i wskazałam ręką. Chłopaki bez chwili zastanowienia udali się do grających w Fifę piłkarzy. - Was dziewczyny zapraszam do kuchni. - powiedziałam i uściskałam je.
- Hej Klaudia. - przywitała przyjaciółkę Agata.
- Hej. - odpowiedziałam.
- Ewcia! - krzyknęła zadowolona żona kapitana reprezentacji i zawiesiła się na jej szyi. Nalałam sok do szklanek dziewczyną dałam coś mocniejszego, ale niestety my z Klaudią nie mogłyśmy.
- Proszę. - powiedziałam podając każdej po kolei właściwą szklankę. - My oczywiście bez procentów. - powiedziałam do Klaudii.
- Jak to ? - zdziwiła się Ewa.
- Czy my o czymś nie wiemy? - zapytała Agata.
- To chłopaki wam nie powiedzieli? Byłam pewna, że się wygadają.
- Możesz przejść do rzeczy. - powiedziała zniecierpliwiona Ewcia.
- Jestem w ciąży. - powiedziałam szczerząc się.
- To gratulację kochana! - powiedziały równocześnie i przytuliły mnie.
- Chodźmy może do chłopaków. - powiedziała Klaudia i tak zrobiłyśmy. Tak jak myślałam Robert, Kuba, Moritz i Łukasz siedzieli na kanapie i grali w Fifę. Podeszłyśmy do nich i zajęłyśmy miejsca. Ledwo co usiadłam i po mieszkaniu rozleciał się dźwięk dzwonka.
- Ja pójde kochanie. - powiedział Lewandowski. Po chwili do salonu wparowali Mario, Marco, Mats ze swoją dziewczyną, Sven, i Leo.
- Hej! - przywitaliśmy ich.
- Hej! - odpowiedzieli.
- A gdzie reszta drużyny? - zapytałam.
- Roman nie może przyjść, bo dzieci, Mitchell ma jakąś rodzinną kolację. - odpowiedział Mats.
- Marcel dzwonił i powiedział, że się spóźni. - dodał po chwili Marco.
- Dobra to zaczynamy. - powiedział Mario szczerząc się. I zaczęło się chłopaki zaczęli świętowanie.
*********************************************************************
W końcu udało mi się skończyć ten rozdział. Przepraszam, że dopiero dzisiaj dodaję, ale miałam testy i nie miałam zbytnio czasu, żeby dokończyć ten rozdział :) Mam nadzieję, że się wam spodoba. Za dużo się w nim nie dzieję, ale powoli zmierzam do zakończenia. Zaczęłam pisać już drugie opowiadanie i teraz kieruję pytanie do was czy będziecie chcieli je czytać ? :D Proszę o odpowiedzi, bo to dla mnie bardzo ważne. ^_^ 

sobota, 20 kwietnia 2013

Rozdział 28

Rano, kiedy się obudziłam Roberta już nie było. Chciałam już wstawać i iść do łazienki się ubrać, ale do pokoju z tacą pełna jedzenia wszedł mój kochany.
- Cześć kochanie. - powiedział i podszedł do łóżka. Położyła tacę i pocałował mnie.
- Hej misiu. - odpowiedziałam. - Co dobrego przygotowałeś?
- To co moje słońce uwielbia. Naleśniki. - powiedział i wyszczerzył się w uśmiechu.
- Dziękuję. - powiedziałam , pocałowałam go w policzek i zaczęłam konsumować. Kątem oka widziała, że piłkarz się ze mnie śmieje.
- A tak zabawnie wyglądam jak jem ? - spytałam.
- Tak. - odpowiedział, a ja posłałam mu karcące spojrzenie.
- To nigdy więcej nie będziemy razem jedli. -  powiedziałam i odwróciłam się do niego plecami.
- Myszko! - powiedział przytulając mnie od tyłu, a byłam nieugięta i się na niego nie spojrzałam. - Ej kochanie ! - powiedział i zaczął całować mnie po szyi. - Przepraszam słońce. - mówił, ale niestety na nic, bo ja się nie odwróciłam. Kiedy się w końcu zirytował odwrócił moja twarz w jego stronę i zaczął skradać mi namiętne pocałunki. - To jak będzie? Przyjmiesz moje przeprosiny? - spytał i znowu na moich ustach złożył pocałunek.
- Wiesz, że nie umiem się na Ciebie długo gniewać. - powiedziałam i tym razem to ja go pocałowałam.
- Taki mój urok. - powiedział i zaczęliśmy się śmiać.
- Panie uroczy, a która godzina? - spytałam, a on spojrzał na zegarek.
- Kurwa to już 12. Klopp mnie zabije jak się spóźnie. - powiedział i jak oparzony wybiegł z pokoju. W sumie to ja też musiałam się zbierać, żeby nie spóźnić do tej kliniki. Wstałam podeszłam do szafy, wzięłam ubrania i poszłam do łazienki. Musiałam zejść na dół, ponieważ tą na górze zajął mój kochany Lewusek.  Przebrałam się najszybciej jak to było możliwe, ale w moim przypadku to i tak zajęło mi to 20 minut. Wyszłam z łazienki i powędrowałam do kuchni, aby zrobić sobie kawę. Wchodząc do niej zauważyłam jak piłkarz majstruje przy ekspresie.
- Kochanie, ja zrobię kawę a ty idź się spakuj.
- Jesteś aniołem. - powiedział i wychodząc musnął moje wargi. Tak jak obiecałam, zrobiłam mu kawę i jak zszedł z torbą była już gotowa.
- Dobra ja lecę kochanie. - powiedział upijając dwa łyki kawy, następnie pocałował mnie i wyszedł.
- Pa! - zdążyłam krzyknąć za nim drzwi się zamknęły. Pijąc kawę spojrzałam na zegarek była 12.40 więc i ja sama musiałam się zbierać. Wpakowałam do torebki wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy, wzięłam klucze z szafki i wyszłam, zamykając drzwi. Udałam się do samochodu i ruszyłam. Droga do kliniki zajęła mi nie całe 15 minut i jeszcze 5 minut przed czasem byłam już na miejscu. Z mieszanymi odczuciami weszłam do środka.
- Dzień Dobry. - powitała mnie recepcjonistka.
- Dzień Dobry. - odpowiedziałam.
- Pani Weronika?
- Tak.
- To ja do pani wczoraj dzwoniłam. Bardzo przepraszamy za taką pomyłkę. - odparła, a ja jej nic nie odpowiedziałam tylko poszłam pod gabinet lekarza. Siedziałam tam chyba z 10 minut, ponieważ w środku była jakaś pacjentka. Kiedy w końcu przyszła moja kolej weszłam niepewnym krokiem do gabinetu. Miałam wrażenie, że to co się dzieję to jakiś żart.
- Dzień Dobry. - powitał mnie lekarz.
- Dzień Dobry. - odpowiedziałam.
- Proszę usiąść. - powiedział i wskazał na krzesło przed nim. Zajęłam wskazane miejsce. - Chciałbym panią przeprosić za tę nieszczęsną pomyłkę.
- Pana przeprosiny i tak nic nie zmienią.
- Wiem i jest mi bardzo przykro z tego powodu. No dobrze, ale przejdźmy do rzeczy tu ma pani swoje prawidłowe wyniki. - powiedział podając mi kopertę. Z wielką niepewnością otworzyłam je i zaczęłam czytać. Sama nie dowierzałam w to co właśnie przeczytałam.
- Może mi pan powiedzieć jakim cudem te wyniki można było pomylić ?
- Sam tego nie wiem. - odparł.
- Jak dobrze rozumiem te wyniki oznaczają, że jestem w ciąży?
- Tak, ale jeżeli chce pani się upewnić zrobimy USG.
- Owszem, chcę. - powiedziałam.
- To w takim razie zapraszam na fotel. - powiedział i wskazał miejsce, do którego miałam się teraz udać. Zgodnie ze wskazaniem udałam się tam kładąc.
- Proszę podnieść bluzkę do góry. - powiedział pan Braun, a ja spełniłam to o co poprosił. Nałożył mi żel na brzuch i przystąpił do badania. Po chwili na monitorze lekarz coś zauważył i kazał mi spojrzeć we wskazane miejsce. Szybko spojrzałam we wskazaną stronę. - Tam jest główka. - powiedział lekarz, i z moich oczu spłynęły łzy. Jeszcze przez chwilę lekarz prowadził badanie, ale po chwili skończył. Wytarłam żel z brzucha i udałam się na moje wcześniejsze miejsce.
- Teraz pani wierzy, że to była pomyłka i jest pani w ciąży?
- Tak. - odpowiedziałam przez łzy.
- Mam do pani jeszcze pytanie, czy mógłbym zostać pani lekarzem prowadzącym?
- Tak. - odpowiedziałam.
- Dobrze. odpowiedziałam.
- W takim razie niedługo zadzwoni do pani recepcjonistka, aby umówić panią na kolejną wizytę.
- Dobrze. - odparłam wstając z miejsca. i zabierając kopertę z wynikami i zdjęcie USG. - Do widzenia. - powiedziałam wychodząc.
- Do widzenia. - rzucił lekarz. Udałam się do samochodu i ruszyłam na Signal Iduna Park. Dojechałam na stadion w ciągu 20 minut. Zaparkowałam samochód koło auta Lewego i wysiadłam z niego udając się w stronę murawy. Chłopaki akurat mieli przerwę, więc spotkałam ich koło szatni.
- Cześć kochanie. - powiedział Lewy i pocałował mnie namiętnie.
- Hej misiu. - powiedziałam odwzajemniając pocałunek.
- Załatwiłaś wszystko co miałaś do załatwienia?
- Tak. - odparłam z uśmiechem. - Mo gdzie masz swą wspaniałą dziewczynę?
- Dzisiaj miała spędzić czas z mamą. - odpowiedział szczerząc się i wszedł do szatni.
- Widze, że im się układa. Mo odkąd Klaudia wyszła ze szpitala jest szczęśliwy jak skowronek.
- Nie dziwię się w końcu spodziewają się dziecka i za 3 miesiące będą rodzicami. - powiedziałam.
- Kochanie, niedługo my też będziemy szczęśliwymi rodzicami.
- No nie wiem. - powiedziałam. - Robert muszę Ci coś powiedzieć.
- Zamieniam się w słuch. - powiedział z niepewną mną.
- Byłam dzisiaj u lekarza, ponieważ wczoraj dzwonili do mnie z kliniki. Okazało się, że wyniki, które przedstawili mi ostatnim razem były błędne.
- Ale jak to? Co to znaczy?
- Sama nie wiem jak to możliwe.
- Czyli znaczy, że możesz mieć dzieci? - spytał z iskierkami w oczach.
- No tak, ale ... - nie pozwolił mi dokończyć, ponieważ zaczął mnie całować.- Jest coś jeszcze o czym musisz wiedzieć.- powiedziałam kiedy moja usta były już wolne.
- Coś dobrego? - spytał.
- Myślę, że tak. - odpowiedziałam. - No bo... bo - jąkałam się.
************************************************************************
Mam nadzieję, że wam się spodoba. Chciałabym was przeprosić, że tak rzadko dodaję rozdziały, ale niestety nauka i testy próbne ;c Postaram się dodać coś wcześniej niż następna sobota :)

sobota, 13 kwietnia 2013

Rozdział 27

Weronika :
Po wyjściu ze szpitala chodziłam cały czas przybita. Nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Gdzie nie przebywałam wszystko mnie denerwowało. Nawet praca mi nie pomagała. Byłam oschła w stosunku do Roberta, a przecież on nic mi nie zrobił. Starał mi się pomóc, a ja na każdym kroku go odrzucałam. Wiem, że źle robiłam i postanowiłam go za to przeprosić. Za godzinę kończył trening. Postanowiłam, że pojadę na stadion i razem wrócimy do domu. Pospiesznie poszłam na górę i ubrałam się. Ubrana poszłam do łazienki. Uczesałam się i nałożyłam lekki makijaż, następnie udałam się do wyjścia. Minęło 20 minut i byłam na stadionie. Niepewnym krokiem weszłam na murawę, gdzie znajdowali się piłkarze.
- Weronika! - krzyknął jeden z nich, kiedy mnie zauważył i podbiegł do mnie. W jego ślady poszli pozostali zawodnicy.
- Hej. - powiedziałam, kiedy przy mnie byli wszyscy piłkarze.
- Hej. - odpowiedzieli chórem i każdy po kolei mnie wyściskał. Z Robertem przytulałam się najdłużej, brakowało mi jego uścisku.
- Chłopaki wracać na boisko! - krzyknął Klopp.
- Tak jest trenerze. - odpowiedzieli i jak jeden mąż zgodnie z rozkazem trenera wrócili do treningu.
- Witam trenerze. - powiedziałam uśmiechając się.
- Witam. - odpowiedział Jürgen odwzajemniając mój uśmiech. Zajęłam miejsce na ławce i przyglądałam się grze chłopaków. Nie zdążyłam się obejrzeć, a trening dobiegł końca i piłkarze kroczyli w stronę trenera. Cały czas siedziałam na ławce i obserwowałam ich zachowanie. Przyznam, że ostatnimi czasy trochę je polepszyli i jakoś się zachowują.
- A teraz do szatni! - krzyknął trener i piłkarze zgodnie z rozkazem Klopp'a udali się do niej. Przy mnie znalazła się Robert, objął mnie w pasie i razem szliśmy w stronę szatni. Kiedy doszliśmy do szatni Robert pocałował mnie namiętnie i wszedł do niej, a ja powoli szłam na parking. Droga tam zajęła mi 15 minut, ponieważ szłam spacerkiem. Stałam już obok samochodu Lewandowskiego, kiedy zadzwonił mój telefon. Pośpiesznie zaczęłam szukać go w torbie . Gdy w końcu go znalazłam ujrzałam na nim numer, którego nie znam. Zastanawiałam się czy odebrać i w końcu nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Tak, słucham?
- Dzień Dobry. Czy mam przyjemność z panią Weroniką ?
- Tak.
- Mam dla pani dobrą wiadomość.
- A mogę wiedzieć z kim rozmawiam.?
- Luiza Kowalski, dzwonie do pani z przychodzi ginekologicznej.
- Więc słucham.
- Zaszła pomyłka, za którą z góry przepraszam. Wyniki, które przedstawił  pani lekarz Braun były błędne.
- Jak to? - spytałam zdziwiona.
- Lekarz pomylił panią z niejaką Katherine Wagner. Wyniki może pani odebrać jutro o 13.
- Dobrze będe. Dowidzenia.
- Dowidzenia. - powiedziała i rozłączyłam się. Zastanawiałam się czy to nie jest żart i jak to możliwe, żeby pomylić wyniki. No cóż jednak wszystko jest możliwe. Postanowiłam nic nie mówić na razie Robertowi, żeby nie zapeszać. Jeszcze chwile stałam zamyślona aż w końcu zjawił się Lewy. Podszedł i pocałował mnie w policzek. Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy do domu. Przez całą drogę panowała cisza. Kiedy dojechaliśmy już pod dom wysiadłam z auta i ruszyłam w stronę drzwi. Robert postąpił podobnie. Weszłam do domu i od razu udałam się do salonu. Ułożyłam się wygodnie na kanapie i zaczęłam rozmyślać na tym czy aby na pewno wyniki były błędne.
- O czym tak myślisz słońce? - spytał napastnik BVB wyrywając mnie z rozmyślań.
- Ogólnie zastanawiam się nad swoim życiem. - odpowiedziałam.
- Zdradzisz mi jakieś głębsze szczegóły? - spytał i usiadł koło mnie.
- Cieszę się, że Cię poznałam. - powiedziałam i poczułam jak Robert zaczyna całować moją szyję.
- Yhhhy. Co jeszcze? - spytał i powrócił do wcześniejszej czynności.
- Kocham Cię. - powiedziałam i po tych słowach usta piłkarza zagościły na moich. Z każdą następną chwilą pragnęliśmy siebie coraz bardziej i bardziej. W końcu zaczęliśmy pozbywać się swoich ubrań. Kiedy byliśmy już w samej bieliźnie Lewy wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni. Weszliśmy do niej i  Robert położył mnie na łóżko po czym zaczął ściągać moją bieliznę. Nie pozostałam temu obojętna, również zaczęłam ściągać mu  bokserki. Nie mieliśmy na sobie już nic. Robert położył się na mnie i zaczął całować mi szyję po czym schodził coraz niżej aż dotarł w miejsce intymne. Po chwili pieszczot znowu zaczęliśmy tonąc w swoich ustach. Po chwili namiętnych pocałunków Lewy zaczął po woli we mnie wchodzić. Z każdym jego posunięciem wydawałam z siebie jęk. Piłkarz zaczął wchodzić we mnie coraz mocniej i moje jęki zaczęły przybierać na sile.  Po zakończeniu aktu miłości leżałam wtulona w piłkarza. Leżeliśmy tak jakiś czas, kiedy nie wiedząc kiedy zasnęłam.
************************************************************************
Przepraszam, że tyle czekaliście na rozdział, ale brak czasu. Rozdział osobiście mi się nie podoba, ale zostawię go wam do opinii. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Mile widziane komentarze :)

piątek, 5 kwietnia 2013

Rozdział 26

(...) - Już ide. - powiedział i zniknął w tunelu. Ja natomiast powoli szłam w stronę samochodu.
Po niecałych 20 minutach na parkingu zjawili się piłkarze. Moritz podszedł do naszego samochodu. Otworzył tylne drzwi i wrzucił torbę.
- Cześć. - powiedziałam wsiadając do samochodu, a piłkarze pomachali mi. Zaraz za mną do auta wsiadł Mo i wyjechaliśmy z parkingu Signal Iduna Park.  Na samochodowym zegarku widniała 17. Mieliśmy jeszcze dwie godziny do przylotu mamy. Postanowiliśmy pojechać na zakupy, ponieważ dzisiaj o 20 ma przyjść do nas Adrian z Magdą i Kamilkiem. W supermarkecie byliśmy po 20 minutach.  Chodziliśmy po każdym dziale pakując do wózka potrzebne produkty. Zakupy zajęły nam 40 minut. Wyszliśmy ze sklepu obładowani torbami. Zapakowaliśmy je do samochodu i ruszyliśmy w drogę do domu. Moritz przyśpieszył spoglądając na zegarek. Była 18. Na lotnisku powinniśmy być o 19. Pod domem znaleźliśmy się w przeciągu 15 minut. Szybko wnieśliśmy zakupy do domu i z powrotem znaleźliśmy się w samochodzie. Na lotnisko dojechaliśmy równo o 19. Zaparkowaliśmy samochód jak najbliżej się dało i ruszyliśmy do środka. Wchodząc na nie usłyszeliśmy głos: " Samolot z Gdańska własnie wylądował". Miałam mieszane uczucia co do przyjazdu mamy.  Może i nie odzywała się do mnie przez 7 miesięcy i to mnie bardzo bolało, ale z drugiej strony to w końcu była moja mama jedyną jaką mam i kocham. Trochę się bałam tego spotkania. Czekaliśmy razem z Mo aż wyjdzie. Trwało to dość długo, ale w końcu ją zobaczyłam. Nie wiedziałam jak mam się zachować. Chciałam rzucić jej się na szyję i mocno wyściskać, bo chcąc nie chcąc się za nią stęskniłam, ale tego nie zrobiłam. Niepewnym krokiem zbliżaliśmy się do siebie.
- Cześć córeczko. - powiedziała, kiedy byliśmy dość blisko.
- Cześć mamo. - odpowiedziałam.
- Dzień Dobry. - przywitał się Moritz z uśmiechem.
- Dzień Dobry. - powiedziała mama. Przez chwilę panowała niezręczna cisza, którą przerwał Moritz.
- To ja może wezme pani walizki i pojedziemy do domu. - zaproponował Mo i zrobiliśmy jak powiedział. Wziął torbę od mamy i ruszył przodem, ja natomiast razem z mamą szłam za nim.
- Jak się czujesz córeczko? - spytała mama przerywając cisze panując między nami.
- Z każdym dniem coraz lepiej. - odpowiedziałam i posłałam uśmiech w jej stronę. - A ty? - spytałam po chwili.
- Jakoś daje rade. - odpowiedziała i posłała mi sztuczny uśmiech, który odrazu wyczułam.
- Mamo, co sie dzieję?
- Córeczko ja już rady nie daje.  - powiedziała i po jej policzku spłynęła łza.
- Mamuś nie płacz. - powiedziałam i przytuliłam ją. - Zobaczysz wszystko się ułoży, tylko potrzeba czasu.
- Mam nadzieje. - powiedziała i ruszyłyśmy w dalszą drogę do samochodu. Po chwili dołączyliśmy do piłkarza, który własnie zapakował torbę do bagażnika. Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy do domu. Całą drogę przejechaliśmy w ciszy. Jechaliśmy do domu przez jakieś 30 minut, ponieważ niestety trafiliśmy na korki. Wchodząc do domu poczułam kopnięcie, które trochę mnie zabolało i się skuliłam.
- Kochanie, co jest? - spytał mój kochany chłopak z troską.
- Mały kopnął. - odpowiedziałam i na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
- Będzie piłkarzem po tatusiu. - powiedział szczęśliwy.
- Nie wątpię.
- A to znaczy, że będe miała wspaniałego wnuka. - powiedziała moja mama.
- Ja się zabieram za kolację, bo zaraz przyjdą, a nic nie jest gotowe. - powiedziałam i udałam się do kuchni.
- Pomóc Ci córeczko? - spytała mama.
- Nie, dam radę. Ty idź się rozgość. - powiedziałam i wskazałam na schody. Mama tak jak powiedziałam skierowała się na górę, gdzie był Mo. Postanowiłam, że przygotuję lazanie i jeszcze parę przekąsek. Tak jak przepuszczałam równo o 20 rozbrzmiał dzwonek .
- Kochanie otworzysz? - krzyknęłam pytająco do Moritza.
- Jasne. - powiedział i po chwili znalazł się przy drzwiach. Z korytarza słyszałam  tylko głosy gości. Postanowiłam włożyć lazanie do piekarnika, aby się już piekła. Zdążyłam ją włożyć i do kuchni wbiegł mały Kamil.
- Hej ciocia! - krzyknął biegnąc w moją stronę.
- Hej. - odpowiedziałam biorąc małego na ręce i przytuliłam go.
- Cześć. - powiedziała wchodząca do kuchni Madzia.
- Hej. - powiedziałam odstawiając małego na podłogę. Po chwili nie było już go z nami, za to dołączył do nas Adrian.
- Witam moją kochaną grubaskę. - powiedział podchodząc do mnie i ściskając do powitanie.
- No witam kochanego, ale najbardziej wkurzającego kuzyna. - powiedziałam i odwzajemniając jego uścisk.
- Co dobrego przygotowałaś? - spytał.
- Lazanie. - odpowiedziałam.
- Zawsze wiesz jak mnie uszczęśliwić. - powiedział.
- A jak od tego sie ma tak wspaniałą kuzynkę jak ja.
- Skarbie a tobie się tam nic nie przypali - powiedział piłkarz wchodząc do kuchni.
- Nie. - odpowiedziałam i złożyłam soczystego buziaka na jego policzku.
- Fuuuu! - usłyszeliśmy reakcję Kamila i  wybuchliśmy głośnym śmiechem.
- To ca zapraszam do salonu. - powiedział Leitner i wszyscy goście się tak pokierowali. W kuchni zostałam sama. Nakryłam do stołu i  podeszłam do kuchenki sprawdzić jak się ma moja lazania. Była gotowa i można było ja podawać. Wyciągnęłam ją z piekarnika i postawiłam na stole. Goście jak na zawołanie zjawili się w kuchni. Kolację zjedliśmy w miłej atmosferze. Po skończonym jedzeniu chciałam zmyć, ale moja rodzicielka mi na to nie pozwoliła z resztą jak reszta towarzystwa. Stwierdzili, że nie mogę się przemęczać, więc nie miałam innego wyjścia jak ich posłuchać. Poszłam więc posłusznie do salonu i usiadłam wygodnie na kanapie.
- Ciocia, zaglaś źe mną w Fifę ?
- Jasne - odpowiedziałam i chciałam wstać włączyć grę, ale uprzedził mnie Moritz. Po jakiś 30 minutach gry mały zasnął. Zaniosłam go do jednego z pokoi gościnnych po czym wróciłam na dół. Siedzieliśmy i rozmawialiśmy jeszcze z dobrą godzinę, kiedy Adrian i Magda postanowili, że będą się zbierać.
- Późno się już robi, będziemy się zbierać.
- No własnie późno. Weźmiemy małego...
- Chyba nie zamierasz dziecka budzić. - wtrąciła moja mama.
- A jak wezme go do domu? - spytał Adi.
- A czy zaraz musisz go zabierać? - spytałam.
- Niech zostanie u nas, zabiore go jutro na trening to sie trochę wybiega. - dodał Mo.
- Aleee...
- Żadnego ale. No już w drogę do domu. - powiedziała Aśka.
- Napewno ? - spytała Madzia.
- Napewno. - odpowiedziałam.
- No dobra to pa. - odpowiedzieli.
- Pa! - powiedzieliśmy zgodnie. Moritz odprowadził ich do drzwi, a ja poszłam na górę do łazienki.Wzięłam szybki prysznic, po czym udałam się do sypialni. Wchodząc do niej zauważyłam jak Mo wygodnie ułożył się na łóżku.
- A ty nie idziesz do łazienki? - spytałam.
- Byłem. - odpowiedział szczerząc się w uśmiechu, a ja wygodnie układałam się na łóżku. - Kochanie?
- Tak. - powiedziałam i odwróciłam głowę w jego stronę.
- Kocham Cię. - powiedział i pocałował mnie namiętnie.
- Wiem i ja ciebie też kocham. - powiedziałam i tym razem to ja go pocałowałam. Przez chwilę zatracaliśmy się w tych pocałunkach. Wtuleni w siebie zasnęliśmy.
**************************************************************************
Przepraszam, że dodaję dopiero dzisiaj, ale święta i nauka ;c Następny postaram się dodać jak najszybciej mi się uda napisać. Zapraszam na https://www.facebook.com/BorussiaDortmundCosCoKochamNadZycie?ref=tn_tnmn :) Mile widziane komentarze ;d

niedziela, 31 marca 2013

Chciałabym życzyć wam wesołych świąt i mokrego dyngusa :)
Rozdział pojawi się po świętach, ale dokładnie nie wiem kiedy ;c

czwartek, 28 marca 2013

Rozdział 25

Klaudia :
Obudziłam się o 10. Moritza nie było już przy mnie. Postanowiłam pójść do łazienki. Po drodze zahaczyłam jeszcze o szafę biorąc ubrania. Minęło 20 minut i gotowa zeszłam na dół do kuchni. Wchodząc do niej na stole ujrzałam pięknie podane śniadanie. Przez chwilę stałam i wpatrywałam się w ten stół. Nagle na swoich biodrach poczułam czyjeś ręce. Czułam jak jego usta błądzą po mojej szyi. Odwróciłam się w jego stronę i nasze usta się spotkały.
- Może zjemy ? - spytałam kiedy przestaliśmy się całować.
- A może później zjemy a teraz dokończymy coś innego? - spytał z tym swoim chytrym uśmieszkiem.
- Kochanie nie przesadzaj. Głodna jestem. - powiedziałam i posłałam mu uśmiech.
- No dobra. W taki razie wieczorem. - powiedział i pocałował mnie, a następnie usiedliśmy do stołu. Śniadanie było pyszne i jak zwykle od kiedy jestem w ciąży zjadłam za dwóch, ale Moritz'owi to nie przeszkadzało i to mnie cieszyło. Wzięłam sie za zmywanie naczyń po śniadaniu a Mo poszedł na górę spakować torbę na trening. Akurat kiedy skończyłam zmywać piłkarz gotowy zszedł na dół.
- To ja lecę na trening. - powiedział i podszedł aby mnie pocałować.
- Czekaj jadę z tobą.
- Masz zwolnienie.
- Wiem, ale sam powiedziałeś, że jak będę siedziała na  ławce to mogę chodzić.
- Wiem. Dobra to zbieraj się i jedziemy. - powiedział. Pobiegłam szybko na górę po najważniejsze rzeczy. Wrzuciłam to torebki. Zbiegłam na dół, ubrałam sie i mogliśmy wychodzić. Droga na stadion zajęłam nam niecałe 30 minut. Wysiedliśmy z samochodu. Mo skierował się do szatni, a ja poszłam na murawę gdzie na chłopaków czekał już pewnie Klopp.
- Dzień Dobry trenerze. - powitałam go kiedy znalazłam sie dostatecznie blisko.
- Witam. - odpowiedział posyłając mi swój uśmiech. - Jak się cieszę, że Cię widzę. Mam nadzieję, że Moritz mnie nie zabiję jeżeli Cię przytulę. - powiedział i przytulił mnie.
- Niech tylko spróbuję. - odpowiedziałam i zaczęliśmy się śmiać. Jeszcze przez chwilę rozmawiałam z Jürgen'em i w końcu na boisko weszli piłkarze. Jak zwykle w dobrych humorach podeszli bliżej.
- No to co panowie na początek 5 kółeczek. - powiedział trener i piłkarze zaczęli biegać. Oczywiście nie obyło się bez wygłupów.
- Ja idę po kawę, przynieść Ci coś do picia? - spytała Jürgen.
- Jeżeli to nie problem to wodę bym poprosiła.
- Żaden problem, zaraz wracam i mam nadzieję, że skończą te wygłupy. - powiedział i po chwili zniknął w tunelu. Chłopaki odrazu kiedy zobaczyli, że trener wyszedł zaczęli to wykorzystywać. Postanowiłam, że pomogę trochę Klopp'owi. Gwizdnęłam i w mgnieniu oka przy mnie znaleźli się zawodnicy.
- Możecie mi powiedzieć co wy robicie do cholery?
- To co zawsze. - odpowiedział jeden w imieniu wszystkich. Ma szczęście, że nie wiem, który to.
- Panowie, za dwa dni macie mecz. A wy zamiast trenować to się wygłupiacie.
- Czasami trzeba. - powiedział Marco.
- Na wygłupy przyjdzie czas po meczu. Chłopaki weźcie sie do roboty, a nie zachowujecie się gorzej niż dzieci w przedszkolu. Teraz raz dwa na boisko się rozgrzewać i nie widzę, żeby któreś z was się wygłupiało. Macie dać dzisiaj z siebie wszystko i nie tylko dzisiaj rzecz jasna jutro i w sobotę też. - powiedziałam a piłkarze grzecznie wykonali mój rozkaz. Na murawę własnie powrócił trener z kawą i wodą dla mnie.
- Prosze. - powiedział podając.
- Dziękuje. - powiedziałam i odebrałam od niego wodę.
- A im co się stało? - spytał zdziwiony.
- Dobry ochrzan nie jest zły. - powiedziała i uśmiechnęłam się.
- To teraz ja Ci dziękuje. - powiedział.
- Nie ma za co. - odpowiedziałam i poszłam zając miejsce na ławce. Siedział chwilę patrząc na chłopaków, lecz usłyszałam jak ktoś mnie woła. Odwróciłam się i zobaczyłam na trybunach Agatę z Oliwką. Pospiesznym krokiem dołączyłam do nich.
- Hej. - przywitałam żonę kapitana reprezentacji Polski.
- Hej. - odpowiedziała i przytuliła mnie na powitanie.
- Cieść ciocia. - powiedziała pociecha Błaszczykowskich.
- Witaj księżniczko. - odpowiedziałam i wzięłam małą na ręce.
- Chcesz iść na dół do tatusia? - spytałam.
- Tiak. - odpowiedziała i razem z Agatą skierowałyśmy sie na murawę. Wchodząc na boisko odstawiłam mała na ziemię, a ta podbiegła do Kuby krzycząc :
- Tiatuś !!! - Kuba bez zastanowienia wziął małą na ręce i przywitał buziakiem w policzek. Kiedy Oliwka była jeszcze na boisku razem z Agatą podeszłyśmy do Jürgen'a.
- Witam! - przywitał małżonkę swojego piłkarza.
- Dzień Dobry. - odpowiedziała. - Oliwka chodź tatuś musi trenować. - krzyknęła do małej, a ta posłusznie przybiegła.
- Cześć. - powitał trener mała.
- Dzień Dobly. - odpowiedziała.
- Choć idziemy sobie usiąść. - powiedziałam i złapałam małą za rączkę. Poszłyśmy na ławkę. Oliwka wzięła piłkę i zaczęła za nią biegać.
- Jak się czujesz? - spytała Agata.
- Dobrze. - odpowiedziałam uśmiechając się.
- Wiadomo czy chłopiec czy dziewczynka?
- Chłopiec.
- To Moritz pewnie dumny.
- I to jak. - odpowiedziałam. Tematom nie było końca. Rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym. Po godzinie trening chłopaków się skończył. Wyjęłam z torebki telefon i ujrzałam nieodebrane połączenie, było od mamy. Zupełnie zapomniałam, że dzisiaj przyjeżdża. Szybko do niej oddzwoniłam.
- Halo? - usłyszałam po drugiej stronie.
- Cześć mamuś, przepraszam, ale nie słyszałam jak dzwoniłaś. Coś się stało.
- Chciałam Cię tylko poinformować, że właśnie jestem na lotnisku i za chwilę wylatuję. Za jakieś 2 godziny będę w Dortmundzie.
- To przyjedziemy po Ciebie.
- Nie chcę robić wam problemu. Sama mogę dojechać do was.
- Żadne sama. Za dwie godziny na lotnisku. Do zobaczenia. - powiedziałam i się rozłączyłam. Piłkarze schodzili właśnie do szatni.
- Moritz ! - zawołałam.
- Tak kochanie?
- Za dwie godziny moja mama przylatuję. - powiedziałam.
- To za dwie godziny będziemy na lotnisku. - powiedział i pocałował mnie w czoło.
- To leć sie przebrać.
- Już ide. - powiedział i zniknął w tunelu. Ja natomiast powoli szłam w stronę samochodu.
*********************************************************************************
Podoba się? Przeliczyłam się 5 rozdziałów mi nie starczy na zakończenie. Mam nadzieję, że was to ucieszy. :) 

poniedziałek, 25 marca 2013

Rozdział 24

(...) - Lewy biegnij po lekarza! - wydarłam się i wybiegł z sali. Po chwili wrócił z lekarzami, którzy zabrali przyjaciółkę na oddział dla kobiet w ciąży, aby wykonać wszystkie badania.
- Moritz, co ty tu jeszcze robisz? Idź z nimi. - powiedziałam zdenerwowana a piłkarz zrobił jak powiedziałam. Zostałam sama z Lewym. Robert usiadł na łóżku łapiąc mnie za rękę. Siedzieliśmy w ciszy. Wiedział, że nie mam ochoty na rozmowę. Po chwili nie wytrzymałam i wtuliłam się w niego wybuchając płaczem.
- Słońce, nie płacz. - powiedział.
- Jak mam nie płakać skoro nie wiem co jest z moją przyjaciółką, a jeżeli ona straci dziecko.
- Nawet tak nie myśl.
- Ale to może być wszystko przeze mnie. Ja ją nakłoniłam do stresu.
- To nie jest twoja wina. - powiedział i mnie przytulił.
Klaudia:
Obudziłam się na jednym ze szpitalnych łóżek. Nie wiedziałam co się stało. W sali nikogo nie zauważyłam. Odwróciłam głowę w stronę okna i wpatrywałam sie w nie. Po chwili usłyszałam jak ktoś otwiera drzwi i wchodzi do sali. Był to Moritz.
- Jak się czujesz?  - spytał wchodząc.
- Nie najgorzej. - odpowiedziałam sztucznie się uśmiechając. - Czemu właściwie tu jestem ? - spytałam zdezorientowana.
- Byłaś u Weroniki w sali po czym zasłabłaś.
- Czemu?
- Za dużo stresu jak na twój stan. Lekarz kazał Cię dopilnować, żebyś nie chodziła do pracy i żebyś odpoczywała.
- Ale wiesz, że ja nie lubię siedzieć bezczynnie w domu.
- Będziesz musiała polubić. - powiedział i pocałował nie namiętnie w usta.
- Ale kocha...
-  Żadne ale słońce. - powiedział i na powrót jego usta znalazły się na moich.
- No dobra będę odpoczywała, ale na treningi będę przychodziła.
- Pod warunkiem, że będziesz cały czas siedziała na ławce.
- Zgoda. - powiedziałam z triumfalnym uśmiechem i teraz to moje usta zagościły na jego w ramach podziękowania. Siedział u mnie dopóki pielęgniarka nie przyszła i go nie wyprosiła. Po wyjściu piłkarza od razu zasnęłam, bo byłam zmęczona.
Następnego dnia :
Obudziłam się dość wcześnie. Kiedy otworzyłam oczy w sali ujrzałam Moritza. Stał przy oknie i wpatrywał się w krajobraz, który za nim widać. Zanim zorientował się, że się obudziłam sprawdziłam godzinę. Wzięłam telefon do ręki, widniała na nim 9. Postanowiłam mu nie przeszkadzać, więc włączyłam sobie grę na komórce. Minęło jakieś 10 minut i w końcu się odwrócił.
- Cześć misiu. - powiedział podchodząc.
- Hej słońce. - odpowiedziałam a piłkarz nachylił się nade mną i złożył na moich ustach wielkiego buziaka.
- Długo nie śpisz?
- No z jakieś 10 minut.
- To czemu mnie nie zawołałaś?
- Nie chciałam Ci przeszkadzać.
- Ty mi nigdy nie przeszkadzasz. - powiedział i pocałował mnie. - A teraz mów jak się czujesz?
- Dobrze. - odpowiedziałam powiedziałam i moje usta ułożyły się w uśmiech.
- No to dobrze, bo dzisiaj wychodzisz do domu.- powiedział a ja zerwałam się z łóżka i przytuliłam go. - Dobra, bo mnie za chwilę udusisz.
- Oj nie przesadzaj.
- Łap torbę i idź się przebrać. - powiedział podając mi ją. Pośpiesznie poszłam do łazienki wyjęłam zawartość torby po czym ubrałam ubrania, które były się w niej znajdowały i zapakowałam wczorajsze. Włosy związałam w kucyka i wyszłam z łazienki.
- Możemy iść. - powiedziałam kierując się do wyjścia z sali. - Na którą jest trening?
- Na 15, ale ty leżysz w domu i odpoczywasz.
- Ale... - nie pozwolił mi dokończyć, ponieważ zamknął mi usta namiętnym pocałunkiem.
- To jak idziemy ? - spytał Mo.
- Po drodze zajdźmy do Weroniki.
- Jej już nie ma. Lewy zabrał ją do domu.
- To my też jedźmy. - powiedziałam i skierowałam się do wyjścia. Szpital opuściliśmy w dobrych nastrojach. Udaliśmy się do samochodu piłkarza. Razem wsiedliśmy do auta. Moritz rzucił torbę na tylne siedzenie i ruszyliśmy w stronę mieszkania. Do domu dotarliśmy po jakiś 30 minutach. Zanim wysiadłam z samochodu spojrzałam na zegarek była dopiero 11. Wysiadłam z samochodu i udałam się do domu. Odrazu po wejściu udałam się do salonu i usiadłam na wygodnej kanapie. Zdążyłam jeszcze sięgnąć po pilota i dołączył do mnie pomocnik BvB.
- Co oglądamy? - spytał.
- Wszystko mi jedno.
- To co powiesz na horror ?
- Wyjątkowo zgadzam się. - odpowiedziałam a piłkarz poszedł i włączył film. Szczerze mówiąc nie uśmiechało mi sie żeby oglądać horror, ale zawsze mogłam się wtulić w Moritza. Po dwóch godzinach filmu na zegarku widniała 13. Postanowiłam, że pójdę do kuchni zrobić coś do jedzenia.
- Gdzie ty idziesz?
- Zrobić obiad. - rzekłam.
- Pomogę Ci.
- Nie musisz.
- Ale chce. - powiedział mój ukochany i wraz ze mną udał się do kuchni. Z racji tego, że za dużo składników nie było zrobiliśmy spaghetti. Po zjedzonym obiedzie Mo pozmywał naczynia natomiast ja poszłam po laptopa. Kiedy weszłam z laptopem do salonu piłkarz siedział już na kanapie. Podeszłam bliżej i sama umieściłam się wygodnie na sofie.  Spojrzałam na zegarek była 14.30.
- Kochanie, a ty przypadkiem nie spóźnisz się na trening?
- Nie.
- Jest 14.30, a mówiłeś, że trening jest na 15.
- No bo jest, ale ja nie powiedziałem, że ide. - stwierdził i wrócił do oglądania telewizji. Postanowiłam nie zadawać mu więcej pytań i włączyłam sobie skype'a. Była dostępna akurat Magda, więc postanowiłam do niej zadzwonić. Po czterech sygnałach odebrała.
- Hej. - powiedziała uradowana. - Co sie nie odzywasz?
- Hej. - odpowiedziałam równie zadowolona. - Dużo teraz mam na głowie.
- Jak tam maleństwo?
- Wszystko dobrze. - odpowiedziałam pomijając informację, że właśnie dzisiaj wróciłam ze szpitala.
- Tak wszystko dobrze poza tym, że dzisiaj wyszła ze szpitala. - powiedział Mo, który siedział przy mnie.
- Jak to? Czemu mi nic nie powiedziałaś?
- Bo to było chwilowe. Wczoraj jak byłam u Weroniki to zasłabłam i zostawili mnie na badania, a że dzisiaj było już wszystko okej to mnie wypuścili. - odpowiedziałam. - Tylko proszę Cię nie mów nic Adrianowi.
- Za późno młoda. - powiedział Adi.
- No to się zacznie. - mruknęłam pod nosem.
- Wiesz, że się musisz oszczędzać zwłaszcza, że jesteś w ciąży. Dbasz nie tylko o swoje życie, a także twojego dziecka.
- Wiem, ja to wszystko wiem.
-  Lekarz kazał jej odpoczywać i zabronił chodzić do pracy aż do rozwiązania. - wtrącił Mo.
- Dziękuję. - skierowałam te słowa do piłkarza.
- Jak się dowiem, że chodziłaś do pracy urwe Ci łeb. - powiedział kuzyn.
- Przecież wiecie, że nie lubię siedzieć bezczynnie w domu cały dzień.
- Wiemy. - odpowiedzieli moi rozmówcy.
- Umówiłem sie Klaudia, że może chodzić na stadion pod warunkiem, że cały czas będzie siedziała na ławce.
- Przystaje na to. - odpowiedział Adrian.
- Dobra koniec tego tematu. Powiedzcie mi lepiej jak sie ma mój kochany chrześniak.
- Cały uradowany. - stwierdził Adrian.
- Czemu? - spytałam kiedy zauważyłam dziwny uśmiech na twarzy Magdy.
- Jak się spotkamy to wam powiemy.
- Zgoda, czyli jutro u nas o 20 przy okazji spotkacie się z moja mama.
- Co Aśka przyjeżdża? - spytał zdziwiony Adrian.
- Tak dzwoniła do mnie przedwczoraj i zaprosiłam do nas.
- No okey. Czyli jutro u was o 20.
- Owszem. - odpowiedział piłkarz Borussii.
- To do zobaczenia. - powiedzieli zgodnie i się rozłączyli. Wyłączyłam laptopa, odłożyłam go na stolik i przytuliłam sie do Moritza.
- Mam nadzieję, że nie jesteś zły za to, że zaprosiłam mamę do nas?
- No co ty słońce. Gdzie indziej miałaby nocować w hotelu? Skoro ma Ciebie tutaj to nie ma takiej potrzeby. - powiedział a ja pocałowałam go.
- Wiesz, że Cię kocham.
-  Wiem ja Ciebie też. - odpowiedział i pocałował mnie w czoło a ja ułożyłam głowę na jego kolanach. Zgłodniałam, więc poszłam zrobić kolację. Po jakiś 20 minutach mojej nieobecności w salonie do kuchni wszedł piłkarz. Kolacja była już gotowa, więc zasiedliśmy do stołu. Po zjedzonej kolacji poszliśmy na powrót do salonu. Przez  pół godziny siedzieliśmy bezczynnie wpatrując się w ekran telewizora. Postanowiłam przerwać tę ciszę.
- To czemu mi nic wczoraj nie powiedziałaś?
- Chciałam żebyś miał niespodziankę i dowiedział się dopiero po porodzie, ale zmieniłam zdanie.
- Więc będziemy mieć chłopca czy dziewczynkę?
- Chłopca. - powiedziałam i czekałam na reakcje piłkarza.
-  Naprawdę? - spytał niedowierzając.
- Tak. - powiedziałam i na moich ustach zagościły wargi mojego ukochanego. Z każdym pocałunkiem pożądaliśmy się coraz bardziej i bardziej. W końcu zaczęliśmy pozbywać się swoich ubrań. Nie miałam na sobie już prawie nic, kiedy Mo wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni. Położył mnie delikatnie na łóżko i zaczął całować moja szyję, piersi, brzuch i schodził coraz niżej. Po chwili pieszczot jego usta na powrót znalazły sie na moich. Za każdym razem kiedy sie całowaliśmy pocałunki były coraz bardziej namiętne.  W końcu już żadne z nas nie miało na sobie ubrań. Moritz zaczął powoli i delikatnie we mnie wchodzić, aby nasze ciała złączyły się w jedną całość. Było to bardzo przyjemne. Każde jego posunięcie dawało mi coraz to więcej przyjemności. Z moich ust wydobywały sie ciche jęki, które przybierały na głośności. Kiedy zakończyliśmy akt miłości wtuliłam sie w ukochanego i nie wiedząc nawet kiedy zasnęłam.
*********************************************************************************
 Wiem , że długo nie piałam, ale niestety wena mnie opuściła. Na szczęście w końcu powróciła i napisałam ten oto rozdział :)  Mam nadzieje, że przez ten czas kiedy nic nie dodawałam nie zapomnieliście o tym blogu i, że spodoba wam sie to co napisałam dzisiaj. Powoli mój blog dobiega końca. Myślę, że jeszcze około 5 rozdziałów i koniec. :)