piątek, 26 kwietnia 2013

Rozdział 29

...- No bo... bo - jąkałam się. - No bo jestem w ciąży. - powiedziałam na jednym tchu i zaraz na moich ustach znalazły się słodkie wargi piłkarza.
- Który miesiąc? 
- Drugi. - odpowiedziałam. 
- Kocham Cię ! - wykrzyczał i na powrót zaczął mnie całować. Kiedy skończyliśmy się całować Robert podniósł mnie i zaczął kręcić się ze mną wokół własnej osi. Nagle z szatni wybiegli piłkarze.
- Co się tu dzieje? - spytał podejrzliwie Łukasz. Robert odstawił mnie na ziemię i spojrzał na mnie pytającym wzrokiem. Na znak zgody uśmiechnęłam się.
- Będziemy mieli dziecko! - wykrzyczał szczęśliwy.
- No stary! Postarałeś się. Gratulacje. - powiedział zadowolony Kuba.
- No to idziemy świętować. - powiedział zadowolony Götze.
- Jak Weronika się zgodzi. - powiedział Lewy i wszystkie oczy piłkarzy skierowały się w moją stronę.
- Prosimy. - powiedział Reus i zrobił maślane oczka.
- To może imprezę zrobimy u nas? - spytałam.
- Jesteś najlepsza! - mówili piłkarze i każdy po kolei mnie przytulił.
- I moja. - powiedział Lewusek i objął mnie w pasie.
- To co w takim razie o 20. - powiedziałam.
- Jasne. - odpowiedzieli chórem.
- Co to za zbiegowisko? - krzyknął trener.
- No wie trener składany gratulacje. - powiedział Roman wskazując na mnie i napastnika Borussii.
- A z jakiej okazji? - dopytywał się Klopp.
- No trenerze, bo Weronika jest w ciąży. - oznajmił Jürgenowi Lewandowski.
- No to gratulację! - krzyknął Klopp i wyściskał mnie. - Mam nadzieję, że będzie to chłopczyk i zastąpi nam tatusia w klubie. - dodał trener.
- Trenerze, ale nie tak szybko. - powiedział mój ukochany.
- No wiesz, jak będzie lepszy to czemu nie? - zaśmiali się piłkarze.
- Dobra weźcie. - powiedział obrażony Robert.
- Oj strażak nie denerwuj się. - powiedział rozbawiony Kuba.
- Kochanie, złość piękności szkodzi. - powiedziałam i pocałowałam go w policzek.
- Dobra koniec tej pogawędki i na boisko! - krzyknął Jürgen. Zgodnie z jego rozkazem chłopaki niechętnie powędrowali na murawę.
- Idziesz z nami. - powiedział Robert łapiąc mnie za rękę i pociągnął w stronę, w którą szedł. Piłkarze wzięli się do trenowania natomiast ja zajęłam miejsce obok Klopp'a na ławce. Siedzieliśmy w ciszy przez jakieś 20 minut. Chłopaki skończyli się rozgrzewać i trener podzielił ich na drużyny. Robert był w drużynie z Mario, Marco, Kubą, Romanem, Łukaszem, Moritzem i jeszcze kilkoma piłkarzami. W drugiej drużynie był Sven, Ilkay, Kevin, Leo, Neven i pozostali. Oczywiście drużyna, w której był Robert starała się wygrać i to zrobiła, pokazała na co ich stać. Po zakończonym treningu chłopaki poszli do szatni, natomiast ja wybrałam się do mojego gabinetu. Na biurku leżała teczka z papierami do wypełnienia. Żeby nie mieć żadnych zaległości wzięłam się za jej wypełnianie. Dużo tego nie było i po 10 minutach skończyłam. Wzięłam wszystkie swoje rzeczy i wyszłam przed stadion. Myślałam, że będę skazana na samotne czekanie, ale na moje szczęście przed Signal Iduna stała moja przyjaciółka. Nie zauważyła mnie, więc postanowiłam zajść ją od tyłu. Podeszłam do niej i przytuliłam ją od tyłu zasłaniając oczy.
- Hej Weronika. - powiedziała śmiejąc się.
- Hej. - odpowiedziałam zdejmując swoje ręce z jej twarzy i pocałowałam ją w policzek.
- A ty co taka szczęśliwa? - spytała.
- No bo byłam u lekarza. - powiedziałam szczerząc się.
- I co dalej? - spytała nie wiedząc czemu się tak szczerzę.
- Wyniki były złe! - wykrzyczałam. - Jestem w ciąży. - dodałam po chwili i po policzkach zaczęły spływać mi łzy.
- Gratulację! - wykrzyczała równie szczęśliwa jak ja. Zauważyłam, że po jej policzkach spływają łzy.
- Nie płacz wariatko! - powiedziałam i przytuliłam ją.
- Kochanie czemu płaczesz? - spytał Mo podchodząc do nas.
- Ze szczęścia. - odpowiedziała Klaudia, a piłkarz ją przytulił.
- Dobra my się zbieramy i widzimy się o 20. - powiedział Robert.
- Jak to ? - spytała zdezorientowana przyjaciółka.
- Jest impreza. - odparł Lewy.
- Dobra to my zmykamy. - powiedziałam.
- Weronika, a może Ci w czymś pomóc? - spytała Klaudia.
- Nie nie trzeba. Dam radę. - odpowiedziałam i powędrowałam do samochodu. Z tego co zauważyłam to Klaudii i Moritza już nie było. Bez żadnego sowa wsiadłam do samochodu i pojechaliśmy. Po drodze do domu zajechaliśmy do sklepu po zapas alkoholu i jakieś przekąski. Zakupy zrobiliśmy dość szybko i pojechaliśmy do domu. Minęło 20 minut i byliśmy pod naszym mieszkaniem. Wzięliśmy torby z samochodu i weszliśmy do domu. Odrazu udałam się do kuchni. Po 30 minutach wszystko było gotowe na wizytę gości. Zostało mi tylko przepranie się w wygodniejsze ciuchy. Poszłam na górę do pokoju, aby wyjąć odpowiednie ubrania. Następnie udałam się do łazienki. Po 15 minutach wyszłam ubrana i zeszłam na dół gdzie w salonie byli już pierwsi goście.
- Hej. - przywitała mnie żona kapitana reprezentacji.
- Hej. - odpowiedziałam z uśmiechem i przytuliłam ją.
- Gdzie zgubiliście Oliwkę? - zapytałam.
- Dziadkowie dawno jej nie widzieli. - powiedziała zadowolona.
- Weronika! - usłyszałam zadowolony głos Kuby.
- Kubuś! - krzyknęłam i uwiesiłam się piłkarzowi na szyi. - Jak ja Cię dawno nie widziałam. - zaśmiałam się.
- Aż całe dwie godziny. - dodał Błaszczykowski. Chłopaki zostali w salonie, a ja z Agatą udałyśmy się do kuchni. Nalewałam nam soku do szklanki i w tym czasie zadzwonił dzwonek.
- Przepraszam na chwilę. - powiedziałam i poszłam otworzyć drzwi. Przybyli kolejni goście.
- Cześć! - krzyknęli radośnie.
- Hej! - przywitałam ich równie entuzjastycznie.
- Robert z Kubą są w salonie. - powiedziałam i wskazałam ręką. Chłopaki bez chwili zastanowienia udali się do grających w Fifę piłkarzy. - Was dziewczyny zapraszam do kuchni. - powiedziałam i uściskałam je.
- Hej Klaudia. - przywitała przyjaciółkę Agata.
- Hej. - odpowiedziałam.
- Ewcia! - krzyknęła zadowolona żona kapitana reprezentacji i zawiesiła się na jej szyi. Nalałam sok do szklanek dziewczyną dałam coś mocniejszego, ale niestety my z Klaudią nie mogłyśmy.
- Proszę. - powiedziałam podając każdej po kolei właściwą szklankę. - My oczywiście bez procentów. - powiedziałam do Klaudii.
- Jak to ? - zdziwiła się Ewa.
- Czy my o czymś nie wiemy? - zapytała Agata.
- To chłopaki wam nie powiedzieli? Byłam pewna, że się wygadają.
- Możesz przejść do rzeczy. - powiedziała zniecierpliwiona Ewcia.
- Jestem w ciąży. - powiedziałam szczerząc się.
- To gratulację kochana! - powiedziały równocześnie i przytuliły mnie.
- Chodźmy może do chłopaków. - powiedziała Klaudia i tak zrobiłyśmy. Tak jak myślałam Robert, Kuba, Moritz i Łukasz siedzieli na kanapie i grali w Fifę. Podeszłyśmy do nich i zajęłyśmy miejsca. Ledwo co usiadłam i po mieszkaniu rozleciał się dźwięk dzwonka.
- Ja pójde kochanie. - powiedział Lewandowski. Po chwili do salonu wparowali Mario, Marco, Mats ze swoją dziewczyną, Sven, i Leo.
- Hej! - przywitaliśmy ich.
- Hej! - odpowiedzieli.
- A gdzie reszta drużyny? - zapytałam.
- Roman nie może przyjść, bo dzieci, Mitchell ma jakąś rodzinną kolację. - odpowiedział Mats.
- Marcel dzwonił i powiedział, że się spóźni. - dodał po chwili Marco.
- Dobra to zaczynamy. - powiedział Mario szczerząc się. I zaczęło się chłopaki zaczęli świętowanie.
*********************************************************************
W końcu udało mi się skończyć ten rozdział. Przepraszam, że dopiero dzisiaj dodaję, ale miałam testy i nie miałam zbytnio czasu, żeby dokończyć ten rozdział :) Mam nadzieję, że się wam spodoba. Za dużo się w nim nie dzieję, ale powoli zmierzam do zakończenia. Zaczęłam pisać już drugie opowiadanie i teraz kieruję pytanie do was czy będziecie chcieli je czytać ? :D Proszę o odpowiedzi, bo to dla mnie bardzo ważne. ^_^ 

sobota, 20 kwietnia 2013

Rozdział 28

Rano, kiedy się obudziłam Roberta już nie było. Chciałam już wstawać i iść do łazienki się ubrać, ale do pokoju z tacą pełna jedzenia wszedł mój kochany.
- Cześć kochanie. - powiedział i podszedł do łóżka. Położyła tacę i pocałował mnie.
- Hej misiu. - odpowiedziałam. - Co dobrego przygotowałeś?
- To co moje słońce uwielbia. Naleśniki. - powiedział i wyszczerzył się w uśmiechu.
- Dziękuję. - powiedziałam , pocałowałam go w policzek i zaczęłam konsumować. Kątem oka widziała, że piłkarz się ze mnie śmieje.
- A tak zabawnie wyglądam jak jem ? - spytałam.
- Tak. - odpowiedział, a ja posłałam mu karcące spojrzenie.
- To nigdy więcej nie będziemy razem jedli. -  powiedziałam i odwróciłam się do niego plecami.
- Myszko! - powiedział przytulając mnie od tyłu, a byłam nieugięta i się na niego nie spojrzałam. - Ej kochanie ! - powiedział i zaczął całować mnie po szyi. - Przepraszam słońce. - mówił, ale niestety na nic, bo ja się nie odwróciłam. Kiedy się w końcu zirytował odwrócił moja twarz w jego stronę i zaczął skradać mi namiętne pocałunki. - To jak będzie? Przyjmiesz moje przeprosiny? - spytał i znowu na moich ustach złożył pocałunek.
- Wiesz, że nie umiem się na Ciebie długo gniewać. - powiedziałam i tym razem to ja go pocałowałam.
- Taki mój urok. - powiedział i zaczęliśmy się śmiać.
- Panie uroczy, a która godzina? - spytałam, a on spojrzał na zegarek.
- Kurwa to już 12. Klopp mnie zabije jak się spóźnie. - powiedział i jak oparzony wybiegł z pokoju. W sumie to ja też musiałam się zbierać, żeby nie spóźnić do tej kliniki. Wstałam podeszłam do szafy, wzięłam ubrania i poszłam do łazienki. Musiałam zejść na dół, ponieważ tą na górze zajął mój kochany Lewusek.  Przebrałam się najszybciej jak to było możliwe, ale w moim przypadku to i tak zajęło mi to 20 minut. Wyszłam z łazienki i powędrowałam do kuchni, aby zrobić sobie kawę. Wchodząc do niej zauważyłam jak piłkarz majstruje przy ekspresie.
- Kochanie, ja zrobię kawę a ty idź się spakuj.
- Jesteś aniołem. - powiedział i wychodząc musnął moje wargi. Tak jak obiecałam, zrobiłam mu kawę i jak zszedł z torbą była już gotowa.
- Dobra ja lecę kochanie. - powiedział upijając dwa łyki kawy, następnie pocałował mnie i wyszedł.
- Pa! - zdążyłam krzyknąć za nim drzwi się zamknęły. Pijąc kawę spojrzałam na zegarek była 12.40 więc i ja sama musiałam się zbierać. Wpakowałam do torebki wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy, wzięłam klucze z szafki i wyszłam, zamykając drzwi. Udałam się do samochodu i ruszyłam. Droga do kliniki zajęła mi nie całe 15 minut i jeszcze 5 minut przed czasem byłam już na miejscu. Z mieszanymi odczuciami weszłam do środka.
- Dzień Dobry. - powitała mnie recepcjonistka.
- Dzień Dobry. - odpowiedziałam.
- Pani Weronika?
- Tak.
- To ja do pani wczoraj dzwoniłam. Bardzo przepraszamy za taką pomyłkę. - odparła, a ja jej nic nie odpowiedziałam tylko poszłam pod gabinet lekarza. Siedziałam tam chyba z 10 minut, ponieważ w środku była jakaś pacjentka. Kiedy w końcu przyszła moja kolej weszłam niepewnym krokiem do gabinetu. Miałam wrażenie, że to co się dzieję to jakiś żart.
- Dzień Dobry. - powitał mnie lekarz.
- Dzień Dobry. - odpowiedziałam.
- Proszę usiąść. - powiedział i wskazał na krzesło przed nim. Zajęłam wskazane miejsce. - Chciałbym panią przeprosić za tę nieszczęsną pomyłkę.
- Pana przeprosiny i tak nic nie zmienią.
- Wiem i jest mi bardzo przykro z tego powodu. No dobrze, ale przejdźmy do rzeczy tu ma pani swoje prawidłowe wyniki. - powiedział podając mi kopertę. Z wielką niepewnością otworzyłam je i zaczęłam czytać. Sama nie dowierzałam w to co właśnie przeczytałam.
- Może mi pan powiedzieć jakim cudem te wyniki można było pomylić ?
- Sam tego nie wiem. - odparł.
- Jak dobrze rozumiem te wyniki oznaczają, że jestem w ciąży?
- Tak, ale jeżeli chce pani się upewnić zrobimy USG.
- Owszem, chcę. - powiedziałam.
- To w takim razie zapraszam na fotel. - powiedział i wskazał miejsce, do którego miałam się teraz udać. Zgodnie ze wskazaniem udałam się tam kładąc.
- Proszę podnieść bluzkę do góry. - powiedział pan Braun, a ja spełniłam to o co poprosił. Nałożył mi żel na brzuch i przystąpił do badania. Po chwili na monitorze lekarz coś zauważył i kazał mi spojrzeć we wskazane miejsce. Szybko spojrzałam we wskazaną stronę. - Tam jest główka. - powiedział lekarz, i z moich oczu spłynęły łzy. Jeszcze przez chwilę lekarz prowadził badanie, ale po chwili skończył. Wytarłam żel z brzucha i udałam się na moje wcześniejsze miejsce.
- Teraz pani wierzy, że to była pomyłka i jest pani w ciąży?
- Tak. - odpowiedziałam przez łzy.
- Mam do pani jeszcze pytanie, czy mógłbym zostać pani lekarzem prowadzącym?
- Tak. - odpowiedziałam.
- Dobrze. odpowiedziałam.
- W takim razie niedługo zadzwoni do pani recepcjonistka, aby umówić panią na kolejną wizytę.
- Dobrze. - odparłam wstając z miejsca. i zabierając kopertę z wynikami i zdjęcie USG. - Do widzenia. - powiedziałam wychodząc.
- Do widzenia. - rzucił lekarz. Udałam się do samochodu i ruszyłam na Signal Iduna Park. Dojechałam na stadion w ciągu 20 minut. Zaparkowałam samochód koło auta Lewego i wysiadłam z niego udając się w stronę murawy. Chłopaki akurat mieli przerwę, więc spotkałam ich koło szatni.
- Cześć kochanie. - powiedział Lewy i pocałował mnie namiętnie.
- Hej misiu. - powiedziałam odwzajemniając pocałunek.
- Załatwiłaś wszystko co miałaś do załatwienia?
- Tak. - odparłam z uśmiechem. - Mo gdzie masz swą wspaniałą dziewczynę?
- Dzisiaj miała spędzić czas z mamą. - odpowiedział szczerząc się i wszedł do szatni.
- Widze, że im się układa. Mo odkąd Klaudia wyszła ze szpitala jest szczęśliwy jak skowronek.
- Nie dziwię się w końcu spodziewają się dziecka i za 3 miesiące będą rodzicami. - powiedziałam.
- Kochanie, niedługo my też będziemy szczęśliwymi rodzicami.
- No nie wiem. - powiedziałam. - Robert muszę Ci coś powiedzieć.
- Zamieniam się w słuch. - powiedział z niepewną mną.
- Byłam dzisiaj u lekarza, ponieważ wczoraj dzwonili do mnie z kliniki. Okazało się, że wyniki, które przedstawili mi ostatnim razem były błędne.
- Ale jak to? Co to znaczy?
- Sama nie wiem jak to możliwe.
- Czyli znaczy, że możesz mieć dzieci? - spytał z iskierkami w oczach.
- No tak, ale ... - nie pozwolił mi dokończyć, ponieważ zaczął mnie całować.- Jest coś jeszcze o czym musisz wiedzieć.- powiedziałam kiedy moja usta były już wolne.
- Coś dobrego? - spytał.
- Myślę, że tak. - odpowiedziałam. - No bo... bo - jąkałam się.
************************************************************************
Mam nadzieję, że wam się spodoba. Chciałabym was przeprosić, że tak rzadko dodaję rozdziały, ale niestety nauka i testy próbne ;c Postaram się dodać coś wcześniej niż następna sobota :)

sobota, 13 kwietnia 2013

Rozdział 27

Weronika :
Po wyjściu ze szpitala chodziłam cały czas przybita. Nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Gdzie nie przebywałam wszystko mnie denerwowało. Nawet praca mi nie pomagała. Byłam oschła w stosunku do Roberta, a przecież on nic mi nie zrobił. Starał mi się pomóc, a ja na każdym kroku go odrzucałam. Wiem, że źle robiłam i postanowiłam go za to przeprosić. Za godzinę kończył trening. Postanowiłam, że pojadę na stadion i razem wrócimy do domu. Pospiesznie poszłam na górę i ubrałam się. Ubrana poszłam do łazienki. Uczesałam się i nałożyłam lekki makijaż, następnie udałam się do wyjścia. Minęło 20 minut i byłam na stadionie. Niepewnym krokiem weszłam na murawę, gdzie znajdowali się piłkarze.
- Weronika! - krzyknął jeden z nich, kiedy mnie zauważył i podbiegł do mnie. W jego ślady poszli pozostali zawodnicy.
- Hej. - powiedziałam, kiedy przy mnie byli wszyscy piłkarze.
- Hej. - odpowiedzieli chórem i każdy po kolei mnie wyściskał. Z Robertem przytulałam się najdłużej, brakowało mi jego uścisku.
- Chłopaki wracać na boisko! - krzyknął Klopp.
- Tak jest trenerze. - odpowiedzieli i jak jeden mąż zgodnie z rozkazem trenera wrócili do treningu.
- Witam trenerze. - powiedziałam uśmiechając się.
- Witam. - odpowiedział Jürgen odwzajemniając mój uśmiech. Zajęłam miejsce na ławce i przyglądałam się grze chłopaków. Nie zdążyłam się obejrzeć, a trening dobiegł końca i piłkarze kroczyli w stronę trenera. Cały czas siedziałam na ławce i obserwowałam ich zachowanie. Przyznam, że ostatnimi czasy trochę je polepszyli i jakoś się zachowują.
- A teraz do szatni! - krzyknął trener i piłkarze zgodnie z rozkazem Klopp'a udali się do niej. Przy mnie znalazła się Robert, objął mnie w pasie i razem szliśmy w stronę szatni. Kiedy doszliśmy do szatni Robert pocałował mnie namiętnie i wszedł do niej, a ja powoli szłam na parking. Droga tam zajęła mi 15 minut, ponieważ szłam spacerkiem. Stałam już obok samochodu Lewandowskiego, kiedy zadzwonił mój telefon. Pośpiesznie zaczęłam szukać go w torbie . Gdy w końcu go znalazłam ujrzałam na nim numer, którego nie znam. Zastanawiałam się czy odebrać i w końcu nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Tak, słucham?
- Dzień Dobry. Czy mam przyjemność z panią Weroniką ?
- Tak.
- Mam dla pani dobrą wiadomość.
- A mogę wiedzieć z kim rozmawiam.?
- Luiza Kowalski, dzwonie do pani z przychodzi ginekologicznej.
- Więc słucham.
- Zaszła pomyłka, za którą z góry przepraszam. Wyniki, które przedstawił  pani lekarz Braun były błędne.
- Jak to? - spytałam zdziwiona.
- Lekarz pomylił panią z niejaką Katherine Wagner. Wyniki może pani odebrać jutro o 13.
- Dobrze będe. Dowidzenia.
- Dowidzenia. - powiedziała i rozłączyłam się. Zastanawiałam się czy to nie jest żart i jak to możliwe, żeby pomylić wyniki. No cóż jednak wszystko jest możliwe. Postanowiłam nic nie mówić na razie Robertowi, żeby nie zapeszać. Jeszcze chwile stałam zamyślona aż w końcu zjawił się Lewy. Podszedł i pocałował mnie w policzek. Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy do domu. Przez całą drogę panowała cisza. Kiedy dojechaliśmy już pod dom wysiadłam z auta i ruszyłam w stronę drzwi. Robert postąpił podobnie. Weszłam do domu i od razu udałam się do salonu. Ułożyłam się wygodnie na kanapie i zaczęłam rozmyślać na tym czy aby na pewno wyniki były błędne.
- O czym tak myślisz słońce? - spytał napastnik BVB wyrywając mnie z rozmyślań.
- Ogólnie zastanawiam się nad swoim życiem. - odpowiedziałam.
- Zdradzisz mi jakieś głębsze szczegóły? - spytał i usiadł koło mnie.
- Cieszę się, że Cię poznałam. - powiedziałam i poczułam jak Robert zaczyna całować moją szyję.
- Yhhhy. Co jeszcze? - spytał i powrócił do wcześniejszej czynności.
- Kocham Cię. - powiedziałam i po tych słowach usta piłkarza zagościły na moich. Z każdą następną chwilą pragnęliśmy siebie coraz bardziej i bardziej. W końcu zaczęliśmy pozbywać się swoich ubrań. Kiedy byliśmy już w samej bieliźnie Lewy wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni. Weszliśmy do niej i  Robert położył mnie na łóżko po czym zaczął ściągać moją bieliznę. Nie pozostałam temu obojętna, również zaczęłam ściągać mu  bokserki. Nie mieliśmy na sobie już nic. Robert położył się na mnie i zaczął całować mi szyję po czym schodził coraz niżej aż dotarł w miejsce intymne. Po chwili pieszczot znowu zaczęliśmy tonąc w swoich ustach. Po chwili namiętnych pocałunków Lewy zaczął po woli we mnie wchodzić. Z każdym jego posunięciem wydawałam z siebie jęk. Piłkarz zaczął wchodzić we mnie coraz mocniej i moje jęki zaczęły przybierać na sile.  Po zakończeniu aktu miłości leżałam wtulona w piłkarza. Leżeliśmy tak jakiś czas, kiedy nie wiedząc kiedy zasnęłam.
************************************************************************
Przepraszam, że tyle czekaliście na rozdział, ale brak czasu. Rozdział osobiście mi się nie podoba, ale zostawię go wam do opinii. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Mile widziane komentarze :)

piątek, 5 kwietnia 2013

Rozdział 26

(...) - Już ide. - powiedział i zniknął w tunelu. Ja natomiast powoli szłam w stronę samochodu.
Po niecałych 20 minutach na parkingu zjawili się piłkarze. Moritz podszedł do naszego samochodu. Otworzył tylne drzwi i wrzucił torbę.
- Cześć. - powiedziałam wsiadając do samochodu, a piłkarze pomachali mi. Zaraz za mną do auta wsiadł Mo i wyjechaliśmy z parkingu Signal Iduna Park.  Na samochodowym zegarku widniała 17. Mieliśmy jeszcze dwie godziny do przylotu mamy. Postanowiliśmy pojechać na zakupy, ponieważ dzisiaj o 20 ma przyjść do nas Adrian z Magdą i Kamilkiem. W supermarkecie byliśmy po 20 minutach.  Chodziliśmy po każdym dziale pakując do wózka potrzebne produkty. Zakupy zajęły nam 40 minut. Wyszliśmy ze sklepu obładowani torbami. Zapakowaliśmy je do samochodu i ruszyliśmy w drogę do domu. Moritz przyśpieszył spoglądając na zegarek. Była 18. Na lotnisku powinniśmy być o 19. Pod domem znaleźliśmy się w przeciągu 15 minut. Szybko wnieśliśmy zakupy do domu i z powrotem znaleźliśmy się w samochodzie. Na lotnisko dojechaliśmy równo o 19. Zaparkowaliśmy samochód jak najbliżej się dało i ruszyliśmy do środka. Wchodząc na nie usłyszeliśmy głos: " Samolot z Gdańska własnie wylądował". Miałam mieszane uczucia co do przyjazdu mamy.  Może i nie odzywała się do mnie przez 7 miesięcy i to mnie bardzo bolało, ale z drugiej strony to w końcu była moja mama jedyną jaką mam i kocham. Trochę się bałam tego spotkania. Czekaliśmy razem z Mo aż wyjdzie. Trwało to dość długo, ale w końcu ją zobaczyłam. Nie wiedziałam jak mam się zachować. Chciałam rzucić jej się na szyję i mocno wyściskać, bo chcąc nie chcąc się za nią stęskniłam, ale tego nie zrobiłam. Niepewnym krokiem zbliżaliśmy się do siebie.
- Cześć córeczko. - powiedziała, kiedy byliśmy dość blisko.
- Cześć mamo. - odpowiedziałam.
- Dzień Dobry. - przywitał się Moritz z uśmiechem.
- Dzień Dobry. - powiedziała mama. Przez chwilę panowała niezręczna cisza, którą przerwał Moritz.
- To ja może wezme pani walizki i pojedziemy do domu. - zaproponował Mo i zrobiliśmy jak powiedział. Wziął torbę od mamy i ruszył przodem, ja natomiast razem z mamą szłam za nim.
- Jak się czujesz córeczko? - spytała mama przerywając cisze panując między nami.
- Z każdym dniem coraz lepiej. - odpowiedziałam i posłałam uśmiech w jej stronę. - A ty? - spytałam po chwili.
- Jakoś daje rade. - odpowiedziała i posłała mi sztuczny uśmiech, który odrazu wyczułam.
- Mamo, co sie dzieję?
- Córeczko ja już rady nie daje.  - powiedziała i po jej policzku spłynęła łza.
- Mamuś nie płacz. - powiedziałam i przytuliłam ją. - Zobaczysz wszystko się ułoży, tylko potrzeba czasu.
- Mam nadzieje. - powiedziała i ruszyłyśmy w dalszą drogę do samochodu. Po chwili dołączyliśmy do piłkarza, który własnie zapakował torbę do bagażnika. Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy do domu. Całą drogę przejechaliśmy w ciszy. Jechaliśmy do domu przez jakieś 30 minut, ponieważ niestety trafiliśmy na korki. Wchodząc do domu poczułam kopnięcie, które trochę mnie zabolało i się skuliłam.
- Kochanie, co jest? - spytał mój kochany chłopak z troską.
- Mały kopnął. - odpowiedziałam i na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
- Będzie piłkarzem po tatusiu. - powiedział szczęśliwy.
- Nie wątpię.
- A to znaczy, że będe miała wspaniałego wnuka. - powiedziała moja mama.
- Ja się zabieram za kolację, bo zaraz przyjdą, a nic nie jest gotowe. - powiedziałam i udałam się do kuchni.
- Pomóc Ci córeczko? - spytała mama.
- Nie, dam radę. Ty idź się rozgość. - powiedziałam i wskazałam na schody. Mama tak jak powiedziałam skierowała się na górę, gdzie był Mo. Postanowiłam, że przygotuję lazanie i jeszcze parę przekąsek. Tak jak przepuszczałam równo o 20 rozbrzmiał dzwonek .
- Kochanie otworzysz? - krzyknęłam pytająco do Moritza.
- Jasne. - powiedział i po chwili znalazł się przy drzwiach. Z korytarza słyszałam  tylko głosy gości. Postanowiłam włożyć lazanie do piekarnika, aby się już piekła. Zdążyłam ją włożyć i do kuchni wbiegł mały Kamil.
- Hej ciocia! - krzyknął biegnąc w moją stronę.
- Hej. - odpowiedziałam biorąc małego na ręce i przytuliłam go.
- Cześć. - powiedziała wchodząca do kuchni Madzia.
- Hej. - powiedziałam odstawiając małego na podłogę. Po chwili nie było już go z nami, za to dołączył do nas Adrian.
- Witam moją kochaną grubaskę. - powiedział podchodząc do mnie i ściskając do powitanie.
- No witam kochanego, ale najbardziej wkurzającego kuzyna. - powiedziałam i odwzajemniając jego uścisk.
- Co dobrego przygotowałaś? - spytał.
- Lazanie. - odpowiedziałam.
- Zawsze wiesz jak mnie uszczęśliwić. - powiedział.
- A jak od tego sie ma tak wspaniałą kuzynkę jak ja.
- Skarbie a tobie się tam nic nie przypali - powiedział piłkarz wchodząc do kuchni.
- Nie. - odpowiedziałam i złożyłam soczystego buziaka na jego policzku.
- Fuuuu! - usłyszeliśmy reakcję Kamila i  wybuchliśmy głośnym śmiechem.
- To ca zapraszam do salonu. - powiedział Leitner i wszyscy goście się tak pokierowali. W kuchni zostałam sama. Nakryłam do stołu i  podeszłam do kuchenki sprawdzić jak się ma moja lazania. Była gotowa i można było ja podawać. Wyciągnęłam ją z piekarnika i postawiłam na stole. Goście jak na zawołanie zjawili się w kuchni. Kolację zjedliśmy w miłej atmosferze. Po skończonym jedzeniu chciałam zmyć, ale moja rodzicielka mi na to nie pozwoliła z resztą jak reszta towarzystwa. Stwierdzili, że nie mogę się przemęczać, więc nie miałam innego wyjścia jak ich posłuchać. Poszłam więc posłusznie do salonu i usiadłam wygodnie na kanapie.
- Ciocia, zaglaś źe mną w Fifę ?
- Jasne - odpowiedziałam i chciałam wstać włączyć grę, ale uprzedził mnie Moritz. Po jakiś 30 minutach gry mały zasnął. Zaniosłam go do jednego z pokoi gościnnych po czym wróciłam na dół. Siedzieliśmy i rozmawialiśmy jeszcze z dobrą godzinę, kiedy Adrian i Magda postanowili, że będą się zbierać.
- Późno się już robi, będziemy się zbierać.
- No własnie późno. Weźmiemy małego...
- Chyba nie zamierasz dziecka budzić. - wtrąciła moja mama.
- A jak wezme go do domu? - spytał Adi.
- A czy zaraz musisz go zabierać? - spytałam.
- Niech zostanie u nas, zabiore go jutro na trening to sie trochę wybiega. - dodał Mo.
- Aleee...
- Żadnego ale. No już w drogę do domu. - powiedziała Aśka.
- Napewno ? - spytała Madzia.
- Napewno. - odpowiedziałam.
- No dobra to pa. - odpowiedzieli.
- Pa! - powiedzieliśmy zgodnie. Moritz odprowadził ich do drzwi, a ja poszłam na górę do łazienki.Wzięłam szybki prysznic, po czym udałam się do sypialni. Wchodząc do niej zauważyłam jak Mo wygodnie ułożył się na łóżku.
- A ty nie idziesz do łazienki? - spytałam.
- Byłem. - odpowiedział szczerząc się w uśmiechu, a ja wygodnie układałam się na łóżku. - Kochanie?
- Tak. - powiedziałam i odwróciłam głowę w jego stronę.
- Kocham Cię. - powiedział i pocałował mnie namiętnie.
- Wiem i ja ciebie też kocham. - powiedziałam i tym razem to ja go pocałowałam. Przez chwilę zatracaliśmy się w tych pocałunkach. Wtuleni w siebie zasnęliśmy.
**************************************************************************
Przepraszam, że dodaję dopiero dzisiaj, ale święta i nauka ;c Następny postaram się dodać jak najszybciej mi się uda napisać. Zapraszam na https://www.facebook.com/BorussiaDortmundCosCoKochamNadZycie?ref=tn_tnmn :) Mile widziane komentarze ;d