(...) - Już ide. - powiedział i zniknął w tunelu. Ja natomiast powoli szłam w stronę samochodu.
Po niecałych 20 minutach na parkingu zjawili się piłkarze. Moritz podszedł do naszego samochodu. Otworzył tylne drzwi i wrzucił torbę.
- Cześć. - powiedziałam wsiadając do samochodu, a piłkarze pomachali mi. Zaraz za mną do auta wsiadł Mo i wyjechaliśmy z parkingu Signal Iduna Park. Na samochodowym zegarku widniała 17. Mieliśmy jeszcze dwie godziny do przylotu mamy. Postanowiliśmy pojechać na zakupy, ponieważ dzisiaj o 20 ma przyjść do nas Adrian z Magdą i Kamilkiem. W supermarkecie byliśmy po 20 minutach. Chodziliśmy po każdym dziale pakując do wózka potrzebne produkty. Zakupy zajęły nam 40 minut. Wyszliśmy ze sklepu obładowani torbami. Zapakowaliśmy je do samochodu i ruszyliśmy w drogę do domu. Moritz przyśpieszył spoglądając na zegarek. Była 18. Na lotnisku powinniśmy być o 19. Pod domem znaleźliśmy się w przeciągu 15 minut. Szybko wnieśliśmy zakupy do domu i z powrotem znaleźliśmy się w samochodzie. Na lotnisko dojechaliśmy równo o 19. Zaparkowaliśmy samochód jak najbliżej się dało i ruszyliśmy do środka. Wchodząc na nie usłyszeliśmy głos: " Samolot z Gdańska własnie wylądował". Miałam mieszane uczucia co do przyjazdu mamy. Może i nie odzywała się do mnie przez 7 miesięcy i to mnie bardzo bolało, ale z drugiej strony to w końcu była moja mama jedyną jaką mam i kocham. Trochę się bałam tego spotkania. Czekaliśmy razem z Mo aż wyjdzie. Trwało to dość długo, ale w końcu ją zobaczyłam. Nie wiedziałam jak mam się zachować. Chciałam rzucić jej się na szyję i mocno wyściskać, bo chcąc nie chcąc się za nią stęskniłam, ale tego nie zrobiłam. Niepewnym krokiem zbliżaliśmy się do siebie.
- Cześć córeczko. - powiedziała, kiedy byliśmy dość blisko.
- Cześć mamo. - odpowiedziałam.
- Dzień Dobry. - przywitał się Moritz z uśmiechem.
- Dzień Dobry. - powiedziała mama. Przez chwilę panowała niezręczna cisza, którą przerwał Moritz.
- To ja może wezme pani walizki i pojedziemy do domu. - zaproponował Mo i zrobiliśmy jak powiedział. Wziął torbę od mamy i ruszył przodem, ja natomiast razem z mamą szłam za nim.
- Jak się czujesz córeczko? - spytała mama przerywając cisze panując między nami.
- Z każdym dniem coraz lepiej. - odpowiedziałam i posłałam uśmiech w jej stronę. - A ty? - spytałam po chwili.
- Jakoś daje rade. - odpowiedziała i posłała mi sztuczny uśmiech, który odrazu wyczułam.
- Mamo, co sie dzieję?
- Córeczko ja już rady nie daje. - powiedziała i po jej policzku spłynęła łza.
- Mamuś nie płacz. - powiedziałam i przytuliłam ją. - Zobaczysz wszystko się ułoży, tylko potrzeba czasu.
- Mam nadzieje. - powiedziała i ruszyłyśmy w dalszą drogę do samochodu. Po chwili dołączyliśmy do piłkarza, który własnie zapakował torbę do bagażnika. Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy do domu. Całą drogę przejechaliśmy w ciszy. Jechaliśmy do domu przez jakieś 30 minut, ponieważ niestety trafiliśmy na korki. Wchodząc do domu poczułam kopnięcie, które trochę mnie zabolało i się skuliłam.
- Kochanie, co jest? - spytał mój kochany chłopak z troską.
- Mały kopnął. - odpowiedziałam i na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
- Będzie piłkarzem po tatusiu. - powiedział szczęśliwy.
- Nie wątpię.
- A to znaczy, że będe miała wspaniałego wnuka. - powiedziała moja mama.
- Ja się zabieram za kolację, bo zaraz przyjdą, a nic nie jest gotowe. - powiedziałam i udałam się do kuchni.
- Pomóc Ci córeczko? - spytała mama.
- Nie, dam radę. Ty idź się rozgość. - powiedziałam i wskazałam na schody. Mama tak jak powiedziałam skierowała się na górę, gdzie był Mo. Postanowiłam, że przygotuję lazanie i jeszcze parę przekąsek. Tak jak przepuszczałam równo o 20 rozbrzmiał dzwonek .
- Kochanie otworzysz? - krzyknęłam pytająco do Moritza.
- Jasne. - powiedział i po chwili znalazł się przy drzwiach. Z korytarza słyszałam tylko głosy gości. Postanowiłam włożyć lazanie do piekarnika, aby się już piekła. Zdążyłam ją włożyć i do kuchni wbiegł mały Kamil.
- Hej ciocia! - krzyknął biegnąc w moją stronę.
- Hej. - odpowiedziałam biorąc małego na ręce i przytuliłam go.
- Cześć. - powiedziała wchodząca do kuchni Madzia.
- Hej. - powiedziałam odstawiając małego na podłogę. Po chwili nie było już go z nami, za to dołączył do nas Adrian.
- Witam moją kochaną grubaskę. - powiedział podchodząc do mnie i ściskając do powitanie.
- No witam kochanego, ale najbardziej wkurzającego kuzyna. - powiedziałam i odwzajemniając jego uścisk.
- Co dobrego przygotowałaś? - spytał.
- Lazanie. - odpowiedziałam.
- Zawsze wiesz jak mnie uszczęśliwić. - powiedział.
- A jak od tego sie ma tak wspaniałą kuzynkę jak ja.
- Skarbie a tobie się tam nic nie przypali - powiedział piłkarz wchodząc do kuchni.
- Nie. - odpowiedziałam i złożyłam soczystego buziaka na jego policzku.
- Fuuuu! - usłyszeliśmy reakcję Kamila i wybuchliśmy głośnym śmiechem.
- To ca zapraszam do salonu. - powiedział Leitner i wszyscy goście się tak pokierowali. W kuchni zostałam sama. Nakryłam do stołu i podeszłam do kuchenki sprawdzić jak się ma moja lazania. Była gotowa i można było ja podawać. Wyciągnęłam ją z piekarnika i postawiłam na stole. Goście jak na zawołanie zjawili się w kuchni. Kolację zjedliśmy w miłej atmosferze. Po skończonym jedzeniu chciałam zmyć, ale moja rodzicielka mi na to nie pozwoliła z resztą jak reszta towarzystwa. Stwierdzili, że nie mogę się przemęczać, więc nie miałam innego wyjścia jak ich posłuchać. Poszłam więc posłusznie do salonu i usiadłam wygodnie na kanapie.
- Ciocia, zaglaś źe mną w Fifę ?
- Jasne - odpowiedziałam i chciałam wstać włączyć grę, ale uprzedził mnie Moritz. Po jakiś 30 minutach gry mały zasnął. Zaniosłam go do jednego z pokoi gościnnych po czym wróciłam na dół. Siedzieliśmy i rozmawialiśmy jeszcze z dobrą godzinę, kiedy Adrian i Magda postanowili, że będą się zbierać.
- Późno się już robi, będziemy się zbierać.
- No własnie późno. Weźmiemy małego...
- Chyba nie zamierasz dziecka budzić. - wtrąciła moja mama.
- A jak wezme go do domu? - spytał Adi.
- A czy zaraz musisz go zabierać? - spytałam.
- Niech zostanie u nas, zabiore go jutro na trening to sie trochę wybiega. - dodał Mo.
- Aleee...
- Żadnego ale. No już w drogę do domu. - powiedziała Aśka.
- Napewno ? - spytała Madzia.
- Napewno. - odpowiedziałam.
- No dobra to pa. - odpowiedzieli.
- Pa! - powiedzieliśmy zgodnie. Moritz odprowadził ich do drzwi, a ja poszłam na górę do łazienki.Wzięłam szybki prysznic, po czym udałam się do sypialni. Wchodząc do niej zauważyłam jak Mo wygodnie ułożył się na łóżku.
- A ty nie idziesz do łazienki? - spytałam.
- Byłem. - odpowiedział szczerząc się w uśmiechu, a ja wygodnie układałam się na łóżku. - Kochanie?
- Tak. - powiedziałam i odwróciłam głowę w jego stronę.
- Kocham Cię. - powiedział i pocałował mnie namiętnie.
- Wiem i ja ciebie też kocham. - powiedziałam i tym razem to ja go pocałowałam. Przez chwilę zatracaliśmy się w tych pocałunkach. Wtuleni w siebie zasnęliśmy.
**************************************************************************
Przepraszam, że dodaję dopiero dzisiaj, ale święta i nauka ;c Następny postaram się dodać jak najszybciej mi się uda napisać. Zapraszam na https://www.facebook.com/BorussiaDortmundCosCoKochamNadZycie?ref=tn_tnmn :) Mile widziane komentarze ;d
Super! Zajebisty rozdział! <3
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny ;)
Zapraszam do mnie http://sylwunia09.blogspot.com/ mile widziany komentarz ;3
Pozdrawiam!
Dziękuje :) Zajrzę ^^
UsuńKocham to od pierwszego wejrzenia ;D
OdpowiedzUsuńJestem tu pierwszy raz i już wiem wszystko od początku , ale ten czas przeznaczony na przeczytanie wszystkiego od początku nie uwązam za stracony ;D
Dziękuję za bardzo miłe słowa. :)
OdpowiedzUsuń