(...) Kiedy weszłam do łazienki nie mogłam uwierzyć w to co zobaczyłam. Weronika leżała na podłodze cała zakrwawiona. Zbiegłam szybko na dół po telefon i zadzwoniłam na pogotowie. W przeciągu 10 minut zjawili się na miejscu, modliłam się tylko o to żeby nie było za późno. Sanitariusze poszli we wskazane przeze mnie miejsce, a ja poszłam do salonu i usiadłam na kanapie. Schowałam twarz w dłonie i zaczęłam płakać jak mała dziewczynka. Z mojego stanu wyrwał mnie głos ratownika, że zabierają Weronika do szpitala na Luisenstraße. Przyjęłam to do wiadomości i wróciłam do czynności wykonywanej wcześniej. Usłyszałam jak sanitariusz zamyka drzwi. Siedziałam sama, gdy nagle poczułam jak ktoś siada obok mnie i przytula. Podniosłam wzrok i ujrzałam Moritza. Cała zapłakana wtuliłam się w ukochanego.
- Kochanie co się stało? - spytał przerażony.
- To moja wina, ja jej kazałam porozmawiać z Robertem i przeze mnie to zrobiła.
- Ale co zrobiła? - usłyszałam głos napastnika BvB.
- Po tym jak Mo wyszedł do ciebie, ja zabrałam się za kolacje. Weronika długo nie schodziła, więc postanowiłam iść zobaczyć co tak długo. I jak weszłam do łazienki zobaczyłam jak ona leży cała zakrwawiona. To wszystko moja wina jakbym jej nie kazała tobie powiedzieć to by się nic nie wydarzyło. - mówiłam płacząc.
- Nie możesz siebie za to obwiniać. - powiedział pomocnik Borussii.
- Skąd mogłaś wiedzieć jak postapi i co zrobi?
- Ale gdybym jej nie namówiła, a raczej nie kazała to by tak nie było.
- Przestań się obwiniać. To nie jest twoja wina.! - krzyknał zdenerwowany Moritz.
- Dokładnie. Do jakiego szpitala ją zabrali? - spytał Lewandowski.
- Na Luisenstraße. - odpowiedziałam.
- Jadę do niej.
- Czekaj pojadę z tobą. - powiedziałam wstając.
- Żadne z was nie jest w stanie prowadzić. - powiedział Leitner. - Jade z wami i ja prowadze.
- Zgoda. - odpowiedzieliśmy zgodnie. Wszyscy szybko zebraliśmy się i ruszyliśmy do szpitala. Moritz jechał jak najszybciej mógł, ale droga i tak zajęła nam 25 minut przez korki. Kiedy byliśmy już na miejscu jak najszybciej sie dało wybiegłam z samochodu i udałam się w kierunku izby przyjęć.
- Przepraszam, około 20 minut temu przywieziono do was młodą dziewczyną.
- A tak . - odpowiedziała pielęgniarka.
- Gdzie ona jest? - spytał Robert.
- W sali numer 9. - powiedziała i Roberta już przy nas nie było. Zaraz za nim udałam się ja wraz z Moritzem. W sali był lekarz więc postanowiłam zaczekać na zewnątrz, natomiast piłkarz nie miał najmniejszego zamiaru poczekać. Wszedł do środka, ale po chwili wrócił z powrotem.
- Co jest? Czemu wyszedłeś? - spytałam.
- Robią jakieś badania i nikt oprócz lekarzy nie może tam być. - powiedział i usiadł koło nas. Siedzieliśmy w ciszy wpatrując się w drzwi i mając nadzieję, że ktoś wyjdzie i udzieli nam informacji. Po 20 minutach bezczynnego gapienia się w jeden punkt, którym były drzwi wyszedł lekarz.
- Co z nią? - podniósł się natychmiast Lewandowski.
- Kim pan jest dla pacjentki? - spytał.
- Chłopakiem. - odpowiedział pewnie.
- A więc tak pańska dziewczyna straciła dużo krwi. Na szczęście mieliśmy jej grupę krwi i udało się ją uratować, ale przyznam, że jeżeli pogotowie przyjechałoby później to szanse na odratowanie były by niewielkie. - mówił lekarz a po moim policzku zaczęły spływać łzy. Zauważyłam, że Robert również nie tłumi w sobie emocji. - Teraz będzie potrzebował dużo odpoczynku i spokoju, a przede wszystkim musi na jakiś czas zapomnieć o pracy.
- Dobrze, a czy ja moge do niej wejść? - spytał napastnik Borussii ocierając łzy, które spływały po jego policzkach.
- Tak, ale nie na długo. - odpowiedział lekarz i Lewandowski zniknął za drzwiami.
Weronika:
Spytałam Klaudii czy mogę dzisiaj u nich przenocować, zgodziła się. Zaprowadziła mnie na górę, bo chciałam się odświeżyć. Dała mi jakieś ciuchy na przebranie i zeszła na dół do kuchni. Po tym jak zareagował Robert nie chciało mi się żyć. Może trochę pochopnie podjęłam decyzję aby zakończyć swoje beznadziejne życie, ale nie chciało mi się już żyć. Wiedziałam, że zranię przyjaciółkę, ale nie chciałam już żyć. Nie mogłam żyć bez Roberta. Wiem, że nie zakończył naszego związku ostatecznie, ale on chciał mieć dzieci a ja nie mogłam mu ich dać. Siedziałam w łazience przez 20 minut i zastanawiałam się czy aby napewno mam to zrobić. Zdecydowałam w końcu. Wiedziałam, że będzie to bolało i strasznie się bałam, ale w końcu przejechałam po ręce czymś ostrym co było w zasięgu mojej reki. Przez chwilę nic nie czułam, lecz po chwili zaczęłam tracić grunt pod nogami i osunęłam się na podłogę. Czułam jakbym była już jedna nogą na innym świecie. Myślałam, ze już jestem w innym miejscu. Nie myliłam się ocknęłam się w szpitalu. widziałam jak przy moim łóżku kręcą się lekarze. W końcu wyszli, i mogłam zacząć się zastanawiać czemu nie pozwolili mi odejść. Długo się nie zastanawiałam, bo do sali wszedł Lewy. Szczerze zdziwił mnie jego widok, ale także w głębi duszy byłam szczęśliwa. Usiadł koło łóżka. Nie miałam odwagi zacząć rozmowy więc zrobił to on.
- Jak mogłaś to zrobić? - spytał z wyrzutem. Chciałam mu odpowiedzieć, ale nie miałam pojęcia co mam powiedzieć. - Nie masz mi nic do powiedzenia?
- Robert ja Cię przepraszam. - wypowiedziałam. - Nie powinnam była tego robić, ale ja wiem jak ty chcesz mieć dzieci a ja nie moge Ci ich dać.
- To nie znaczyło, że odrazu masz popełnić samobójstwo, przecież są jeszcze adopcje. Wiesz, że Klaudia się obwinia, że to wszystko przez nią, że to ona kazała żebyś mi powiedziała. Wiesz jak ona się teraz czuje? Nie pomyślałaś też o mnie. Zrozum, że ja Cię Kocham najbardziej na świecie i nie poradziłbym sobie po twoim... odejściu. - ledwo wymówił to ostatnie słowo.
- Robert ja też Cię Kocham, ale chciałam, żebyś ułożył sobie życie z kobietą, która da ci potomka.
- Zrozum, że dla mnie nie jest ważne dziecko, dla mnie jesteś najważniejsza ty! - wykrzyczał. - Zrozumiałaś?
- Tak. - odpowiedziałam i na mojej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech. Wpatrywałam się w jego przepiękne niebieskie oczy. Nasze twarze zaczęły się do siebie zbliżać i w końcu poczułam jego wargi na swoich. Nasze języki splatał się nawzajem. Rozkoszowaliśmy się pocałunkiem dopóki ktoś nam nie przeszkodził pukaniem do drzwi. Z niechęcią oderwaliśmy się od siebie.
- Proszę. - powiedziałam i drzwi otworzyły się. Ujrzałam w nich przyjaciółkę wraz z Moritzem.
- Hej. - powitał mnie pomocnik BvB.
- Hej. - odpowiedziałam. Robert zwolnił miejsce Klaudii i ta usiadła teraz koło mnie.
- Może zostawimy je same? - zaproponował Leitner. Robert przytaknął i bez słowa opuścili sale.
- Przepraszam gdyby nie ja to by się to nie wydarzyło. Nie potrzebnie namawiałam Cię, a raczej pozostawiłam w takiej sytuacji. - mówiła z płaczem.
- Nie masz mnie za co przepraszać, postąpiłam bezmyślnie i jeżeli ktoś tu zawinił to byłam to ja. - powiedziałam stanowczym tonem.
- Ale to ja....
- Żadna ty. - powiedziałam. Zauważyłam jak Klaudia łapie się za brzuch. - Mo! - krzyknęłam z nadzieją, że jest pod salą. Nie myliłam się w jednej sekundzie do sali wparowali piłkarze.
- Kochanie co jest? - podbiegł do niej. Ta nic nie odpowiedziała tylko osunęła się z krzesła na ziemię.
- Lewy biegnij po lekarza! - wydarłam się i wybiegł z sali. Po chwili wrócił z lekarzami, którzy zabrali przyjaciółkę na oddział dla kobiet w ciąży, aby wykonać wszystkie badania.
*********************************************************************************
Jak wam się podoba? Mile widziane komentarze :)
Mam nadzieję, że z Klaudią wszystko będzie dobrze ;)
OdpowiedzUsuńOgólnie super rozdział! Czekam na kolejny :)
Zapraszam do mnie http://sylwunia09.blogspot.com/2013/03/rozdzia-40.html mile widziany komentarz :]
Dziękuję :) a to czy będzie dowiecie się w następnym rozdziale :)
UsuńOby wszystko z Klaudią było okej :) Kocham to opowiadanie <3 Już nie mogę się doczekać następnego! ;D
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie:
http://zdjecie-z-marco.blogspot.com
Dziękuje za tak miłe słowa :) <3
Usuń